wtorek, 3 grudnia 2013

Rozdział 1

Oczami Shikamaru:

            - Ależ to jest upierdliwe - skwitowałem tuż po wyjściu z sali obrad, poprawiając chaotycznie zawiązaną yukatę. Na samo wspomnienie jakże nieprzyjemnego spotkania z cesarzem czułem przeszywającą mnie gęsią skórkę. Co jak co, ale ten typ przyprawiał mnie o odruchy wymiotne, a rosnąca częstotliwość spotkań z nim zdecydowanie nie wróżyła dobrze dla mojego żołądka.
            Leniwym spojrzeniem zlustrowałem strażników pilnie strzegących Madary i mniej wartościowe osoby zamieszkujące pałac. Do tych mniej wartościowych osób, zdecydowanie zaliczałem się ja. Prawie nic nie warty Nara Shikamaru, któremu z pokolenia na pokolenie przypadło zadanie doradzania władcy i jego pachołkom. I czy to nie było upierdliwe? A owszem! Zwłaszcza, gdy weźmie się pod uwagę jakże istotny fakt, iż moje zdanie nie liczyło się tak bardzo, jak mojego szanownego ojca. Jeszcze bardziej upierdliwe… Ale to nie wszystko, oj nie. Najbardziej irytowało mnie to, że już niedługo miałem zastąpić ojca w jego jakże “chwalebnej” roli. A mało kto chciał słuchać rad osiemnastolatka, który na dodatek w ich mniemaniu nie wiedział nic na temat prawdziwego życia. I jak ja miałem tutaj normalnie funkcjonować?!
Ciężkie westchnięcie wydobyło się z mojej krtani, gdy tylko przekroczyłem należące do mnie progi zachodniej części cesarskiego pałacu.
           Choji, będący moim wiernym przyjacielem już od kilku lat, cały czas szedł tuż za mną. Zasunął szczelnie drzwi, upewniając się wcześniej, czy aby na pewno nikt nie podążał za nami. Gdy mój kompan przytaknął delikatnym skinięciem głowy, opadłem na pokaźny fotel, wypuszczając z płuc większą ilość powietrza.  
- Jeśli nadal będziesz się upierać, że on wcale nie jest upierdliwy, to chyba będę musiał coś ci zrobić - mruknąłem ze zrezygnowaniem, opierając twarz na otwartej dłoni.
- Dla ciebie wszystko jest upierdliwe - usłyszałem w odpowiedzi od mojego kompana, który już po chwili wyciągnął ręce w kierunku przypominającego szwedzki bufet stołu. Kątem oka obserwowałem jego poczynania, nie potrafiąc pojąć, jakim sposobem był on w stanie pomieścić tyle jedzenia w swoim brzuchu. - Ale masz rację - podjął po chwili, gdy przełknął większy kęs jedzenia. - To zaczyna się robić trochę upierdliwe, zwłaszcza że…
Wiedząc co chcę powiedzieć, posłałem mu pośpiesznie ostrzegawcze spojrzenie. W końcu nie wiadomo, kto mógł nas podsłuchiwać. A do niemiłych niespodzianek nie zamierzałem dopuścić w najbliższym czasie. Póki co było za wcześnie na jakiekolwiek kłopoty. Na wszystko jeszcze przyjdzie pora.
- Mówiłem - skwitowałem beznamiętnie, spoglądając na niedokończoną partię shogi . - I raczej prędko się to nie zmieni - warknąłem rozdrażniony, przypominając sobie wydarzenia sprzed kilku miesięcy. To wtedy… to wtedy dokonałem rewolucji w swoim życiu. Rewolucji o której wiedzą zaledwie nieliczni. Rewolucji, która najprawdopodobniej wywróci życie nie jednej osoby jeszcze do góry nogami. Ale z drugiej strony mała cząstka mnie wolała, żeby było tak jak dawniej. By mój, nasz sensei nadal żył. Gdyby nie to, byłem pewien, że nadal nie byłbym świadomy tego co się dzieje za bramami pałacu. Okrutna prawda uderzyła we mnie tuż po śmierci Asumy. Początkowo, nie łatwo byłoby mi to zaakceptować.
- Nie marudź, Shikamaru - wymlaskał z pełnymi ustami Chouji.
- Nie marudzę - odparłem oburzony jego komentarzem, wzruszając ramionami i udając, że nie wiem o co mu dokładnie chodzi. - Ja jedynie stwierdzam fakty.
Mój wierny kompan machnął dłonią, po czym nie omieszkał mnie skwitować krótkim  “tak, tak”.
Pokręciłem głową z dezaprobatą, wyciągając prawą dłoń w stronę planszy shogi, gdy niespodziewanie do pomieszczenia weszła wysoka, odziana w luksusowe kimono blondynka. Jej wejście smoka, przysporzyło mnie niemal o palpitację serca.
- Ino… - mruknąłem, upominając ją tym samym.
- Wiem, przepraszam - odparła, doskonale zdając sobie sprawę ze swego występku, którego, notabene, dopuściła się już niejednokrotnie. - Ale mam to czego chciałeś - dodała pośpiesznie, spoglądając na mnie swoim zadziornym uśmiechem, który mógł oznaczać tylko jedno.
Wyciągniętą ręke niemal od razu skierowałem w jej kierunku, prosząc o pakunek, który niezwłocznie mi przekazała. Zacisnąłem mocno palce wokół zapieczętowanego zwoju, intensywnie mu się przyglądając.
- Zapisałam wszystko co mi kazałeś - szepnęła poważnym tonem, bacznie lustrując lazurowymi tęczówkami moją osobę.
Przytaknąłem w odpowiedzi, będąc jej ogromnie wdzięcznym za to co robi. Jeszcze do niedawna nie wątpiłbym w nią ani przez chwilę - w końcu znam ją tak długo jak Chojiego - jednak teraz nie mogłem być do końca pewny jej intencji. Ostatnio wszystko się zmieniło i to za sprawą nie kogo innego, jak naszych rodziców. Do teraz przeklinam w myślach tę przeklętą kolację, w której uczestniczyły nasze rody. Teraz wiedziałem, że to nie była zwykła przyjacielska wieczerza. To było coś więcej. Coś, czemu nie potrafiłem się sprzeciwić. W końcu postawienie się mojej matce było czystą głupotą, zupełnie jak zanegowanie decyzji cesarza.
Tamtego feralnego dnia moja przyjaciółka z dzieciństwa, przemieniła się w moją narzeczoną.
- Dzięki - powiedziałem po dłuższej ciszy, która się aż prosiła, by ją przerwać.
Choji - wiedząc, że nasze relacje były ostatnio dość napięte - starał się nie mieszać do rozmowy, co dodatkowo mnie irytowało. Zupełnie jakbym nie miał wystarczająco dużo upierdliwych sytuacji na głowie.
- Powiesz mi wreszcie, co robisz z tymi wszystkimi informacjami, które dla ciebie spisuje po każdej naradzie? - zapytała mnie z brwią uniesioną wysoko. Spojrzałem na nią wymownie, doskonale zdając sobie sprawę, że ten gest nigdy nie oznaczał niczego dobrego.
- Dowiesz się w swoim czasie - odparłem bezinteresownie, chowając zwój w specjalnej kieszonce ukrytej w Yukacie, którą Ino dla mnie wszyła.
- Nara Shikamaru - wycedziła, układając dłonie na swych biodrach i nachylając się subtelnie nade mną.
Kolejny zły znak.
Dzięki mowie jej ciała, wiedziałem, że chciała zmusić mnie do mówienia. Ale nie zamierzałem się przed nią ugiąć. A przynajmniej nie chciałem tego robić.
- Nie bądź upierdliwa, co Ino? - spytałem sarkastycznie, wstając leniwie z wygodnego fotela, w którym już nie raz udało mi się zdrzemnąć. Swe kroki mimowolnie skierowałem do rozsuniętego okna, przez które wpadało świeże powietrze. Zamyślonym wzrokiem staksowałem uważnie rozprzestrzeniającą się przedemną Konohe, a zwłaszcza rzekę, która przedzielała  cesarstwo niemalże na pół. Rzeka, która w obecnej chwili przysparzała samych kłopotów, a wszystko przez dwie zwaśnione strony.
- Choji jak wyglądają relację pomiędzy Taki no Namida* a Nezumi no Kuso*? - spytałem wyciągając w miedzy czasie z pozłacanej klatki jastrzębia, którego zaraz pogłaskałem po grzbiecie. - Wiesz gdzie lecieć - powiedziałem szeptem do zwierzęcia, wiedząc, że tuż za mną Choji próbuje na siłę przełknąć jedzenie, by móc odpowiedzieć na moje pytanie. Ruszyłem subtelnie ręką, a jastrząb wzbił się w powietrze, kierując się w dobrze znanym sobie kierunku.
- Napięte jak zawsze - powiedział wreszcie członek klanu Akimichi. - Ponoć ostatnio znowu doszło do scesji pomiędzy nimi. Ale jak powszechnie wiadomo, Madara nie zawraca sobie nimi głowy.
Westchnąłem ciężko, nachylając się nad balustradą, a głową zaraz zacząłem kręcić w dezaprobacie.
- Ci idioci leją się nawzajem, a Madara śmieje się im w twarz. Po prostu pięknie - skwitowałem krótko lecz treściwie. - Ich głupota nie zna granic.
- Tak samo jak i twoja - wtrąciła hardo Ino, przerywając tym samym mój długo zapowiadający się monolog, w którym niejednokrotnie planowałem podkreślić jakie to wszystko jest upierdliwe. - Dzisiaj jest ostatni raz, gdy spisywałam dla ciebie cokolwiek, od teraz radź sobie sam - powiedziała ostro.
Zerknąłem na nią przez ramię. Widziałem jak kieruje się w stronę wyjścia, gdy niespodziewanie zatrzymała się w miejscu i skrzyżowała ze mną swój wzrok.
- Ahh, zapomniałabym. Twoja mama kazała ci przypomnieć, że jutro masz się u niej stawić, gdyż krawcowe mają przyjść. Więc radzę ci się przygotować na długie godziny pomiarek i innych pierdół - dodała z rozbawieniem, przyglądając mi się zadziornie, po czym wyszła, zasuwając za sobą głośno drzwi.
- Co za wredna, irytująca i upierdliwa kobieta - wycedziłem, wracając do środka i wykrzywiając co chwilę usta.
- Nie zapominaj, że niedługo zostanie twoją żoną - przypomniał mi Choji, za co miałem najszczerszą ochotę go udusić.
- Zamiast przybijać kolejny gwóźdz do mojej trumny, powinieneś pomóc mi się z niej wydostać - zaprotestowałem, ponownie instalując się w pokaźnym fotelu. Z całej tej frustracji, chwyciłem za fajkę nabitą tytoniem i zaraz zacząłem ją palić, kontemplując uważnie nad wydarzeniami ostatnich dni.
- Czemu po prostu nie powiesz im wszystkim, że nie chcesz tego ślubu? - zapytał zdawkowo Akimichi bacznie się mi przyglądając
- Żeby moja matka rozpętała istny armagedon? Nie, dzięki - skwitowałem bezinteresowanie wiedząc, że najgorsze dopiero przede mną. I to nie w postaci rodzicielki, a innej upierdliwej kobiety.
- Armagedon to dopiero będzie - zaśmiał się prosto w moją twarz. - I oboje dobrze wiemy, że nie mówię teraz o twojej mamie.
Szczerze?
W tej chwili miałem ochotę dać mu porządnego kopa w ten jego zdrowo pulchny tyłek, jak sam mówił i wyprosić go z moich kwater. Ale jeden jakże ważny fakt powstrzymywał mnie przed tym. To był mój najlepszy przyjaciel, psiakrew! Nie mogłem mu tego zrobić! I sobie przy okazji też nie.
- Nie chcę o niej słyszeć - skwitowałem wykrzywiając usta w charakterystycznym grymasie. Jeszcze tylko tego brakowało, by Choji zaczynał kolejny niewygodny dla mnie temat.
Niespodziewanie do pomieszczenia wleciał ten sam jastrząb, którego zaledwie kilka minut temu wypuściłem. Zmarszczyłem brwi, niespodziewając się aż tak szybkiej odpowiedzi, a widząc czerwoną wstążkę w dziobie ptaka, ponownie wstałem ze zbyt wygodnego fotela.
Już po chwili na moich ramionach znajdował się czarny płaszcz.
- Wiesz co robić - zwróciłem się do przyjaciela, który nastęnie przytaknął.
- Jak zawsze, kapitanie. Będę robić co do mnie należy - skwitował ze śmiechem, a swe pulchne dłonie ponownie zaczął kierować w stronę stołu wypełnionego jedzeniem. - Pozdrów. Wiesz kogo - dorzucił jeszcze, gdy dostrzegł jak podchodzę do pozłacanego posągu smoka, który był mniej więcej mojego wzrostu. Palcami dotknąłem drobnego guzika, mieszczącego się tuż za uchem i zrobiłem krok w tył, a ogromnych rozmiarów rzeźba odsunęła się w bok. Moim oczom zaraz ukazał się wąski przesmyk i pogrążony w ciemnościach tunel.
Lewą dłonią chwyciłem za materiał od kaptura, zarzucając go na głowę, a następnie złapałem za wcześniej przygotowaną pochodnię zawieszoną na obskórnej ścianie, ukrytej przed wzrokiem zwykłych, nieproszonych osób. Po odpaleniu płomienia od świec stojących nieopodal i ociekących woskiem, posłałem Chojiemu porozumiewawcze spojrzenie, a następnie wszedłem w tunel, nie odwracając się ani razu za siebie, gdyż doskonale wiedziałem, że ujrzę bladnące światło, aż do jego całkowitego zaniknięcia.
Wolnym krokiem szedłem przez tunel, w którym jedynym źródłem światła była pochodnia. Wilgotność powietrza nasilała się, powodując, iż moje gardło przypominało niezamieszkane pustkowia, ogarnięte suszą. Przełknąłem ślinę, chcąc mieć to spotkanie jak najszybciej za sobą, by móc wrócić do swoich kwater, w których obecnie czatował Choji.  Niefortunnie by było gdyby ktoś przyszedł po mnie, niezastając mnie tam gdzie powinienem być. A mój przyjaciel robił za idealną przykrywkę. Mieszkając w pałacu, człowiek czasami czuł się jak jego wiezień, którzy notabene znajdowali się w lochach kilkanaście pięter niżej. Każdy kto zamieszkiwał to przeklęte miejsce, musiał liczyć się z tym, iż jego “wielmożność”, może chcieć akurat z tobą się rozmówić o każdej porze dnia i nocy. Wszelkie wycieczki poza pałac musiały być zatwierdzone przez niego, albo któregoś z jego pachołków, na przykład przez takiego dryblasowatego Kabuto. Na samą myśl, po raz kolejny zrobiło mi się niedobrze. I o dziwo nie za sprawą Madary, a Yakushiego. Westchnąłem ciężko, kręcacąc przy okazji z dezaprobatą głową, a już po chwili dostrzegłem tlące się tuż przedemną światło. Nieznacznie zwolniłem swe tępo, doskonale wiedząc, kto na mnie czeka w niedalekiej pieczarze.
- Zawsze wiedziałam, że do dżentelmena ci daleko - zaczęła, występując z zaułka. - Gdy dama czeka, mężczyzna powinien biec do niej na skrzydłach, a nie ślimaczyć się jak ostatni piechur.
Przymknąłem powieki, słysząc jej jakże wnerwiające słowa.
- Irytująca jak zawsze - stwierdziłem bez najmniejszych ogródek, ściągając z głowy z gracją kaptur.
Temari stanęła mi naprzeciw, krzyżując ręce na piersi. Uśmiechnęła się w ten specyficzny dla siebie sposób, którego się obawiałem i którego szczerze chciałem uniknąć przy każdym spotkaniu - oznaczał bowiem jej zły humor, który był z kolei najgorszym omenem dla mnie.
- A myślałam, że upierdliwa - dogryzła, spoglądając na mnie z wyższością.
- To też - skwitowałem, wzruszając beznamniętnie ramionami. Przysiadłem gdzieś na skale, w ręce cały czas trzymając tlacą się pochodnie. - Mam ważne informacje i trzeba działać szybko - dodałem poważnym tonem, spoglądając na nią z zaciętością.
            Zmrużyła nieznacznie oczy, dając mi tym znak, że skupia się na sprawie.
            - Blondyneczka przemyciła nowe plotki? - spytała z lekką drwiną. Nigdy szczególnie nie przepadała za Yamanaką, na czym najbardziej cierpiałem ja.
            - Coś w tym stylu - odparłem, wyciągając ze specjalnej kieszeni zwój, który następnie jej wręczyłem. - Jednak tym razem ploteczki są nie byle jakie - dodałem, nawiązując z nią kontakt wzrokowy.
Chwilę wahała się, jakby ważąc prawdziwość moich słów, po czym odwinęła rulonik. A jej brwi zbliżały się ku sobie z każdą kolejną przeczytaną linijką.
            - Całkiem niebezpieczne te ploteczki - przyznała, spoglądając na mnie z uznaniem. - Blondyneczka się spisała. Itachi wyśle kogoś, żeby to sprawdził.
            Spoglądałem na nią przez chwilę z kamiennym wyrazem twarzy, uważnie lustrując jej twarz i analizując w głowie słowa, jakie wydobyły się z jej krtani.
- Czyżbyście wątpili w moje informacje? - wypaliłem niespodziewanie, w myślach ponownie powtarzając, jak bardzo to wszystko jest upierdliwe.
            - Twoje? - mruknęła zadziornie, zbliżając się do mnie na krok. Strzepnęła z mojego płaszcza wyimaginowany pyłek, następnie błądząc palcem dalej. - Ty jesteś wiarygodny. Ja po prostu nie ufam blondynkom.
            Nie potrafiłem się powstrzymać od parsknięcia śmiechem, słysząc jej komentarz.
            - Nie wiem czy zauważyłaś, ale też jesteś blondynką - odparłem z rozbawieniem, a swój wskazujący palec zaraz oplotłem luźnym kosmykiem jej włosów.
            Uśmiechnęła się psotnie.
            - Nie powinieneś wrzucać mnie do jednego worka z tą damulką - zagroziła łagodnie, odtrącając mnie lekko. - Sądziłam, że przez te lata zdążyłeś się nauczyć, że zdania kobiet się nie kwestionuje. Że mojego zdania się nie kwestionuje.
            - Zdania kobiet się nie kwestionuje - powtórzyłem pod nosem jej słowa, wzdychając ciężko. - Doskonale wiesz, że nigdy nie kwestionuję zdania kobiet, a zwłaszcza twojego - mruknąłem, nie przerywając z nią kontaktu wzrokowego.
Zresztą nawet nie byłem w stanie sprzeciwić się żadnej kobiecie, a zwłaszcza mojej matce, czy Temari. I pewnie dlatego byłem teraz w takiej, a nie innej niefortunej pozycji. Doskonale wiedziałem, że gdy kobieta stojąca naprzeciwko mnie dowie się o moim planowym ożenku, wpadnie w istną furię. Dlatego też lepiej by się prędko nie dowiedziała, gdyż chciałem jeszcze trochę pożyć.
- Gdybym tylko mógł, wszystko byłoby o wiele łatwiejsze - szepnąłem, ponownie dotykając jej kosmyka włosów.
            Temari zerknęła niepewnie na moją dłoń, po chwili wstrząsając lekko głową i wyswobadzając blond pukiel z moich palców. Nie powinienem spodziewać się po niej innej reakcji, a mimo to poczułem pewnego rodzaju zawód, kiedy cofnęła się o kolejny krok.
            - Czyli plany znajdują się w burdelu? - podjęła ponownie temat zwoju, przeczesując dłonią do niedawna trzymany przeze mnie kosmyk.
- Tak - stwierdziłem niemrawo. - Wszystko tam ukrył. Cały plan odnośnie próby zniszczenia slumsów i kłopotliwego dla niego rodzeństwa - powiedziałem, najprawdopodobniej recytując zawartość zwoju. - Za pięć dni Madara wyjeżdża, wraz z kilkunastoma osobami, przez co ochrona burdelu nie będzie aż tak doskonała - dodałem, wątpiąc by i to było spisane przez Ino. W tamtym momencie została wyproszona przez Madarę, który stwierdził, że przy reszcie narady będą uczestniczyć sami mężczyźni. Jej mina na słowa cesarza była bezcenna. - No i ta dostawa. Zdążycie się przygotować? To przecież już pojutrze.
Temari na mój niepokój jedynie uśmiechnęła się  triumfalnie.
- Nie pytaj o rzeczy oczywiste.
          - Tylko się upewniam - mruknąłem pod nosem, wzruszając ramionami. - W końcu, jeśli zdobędziecie choć trochę zawartości tego statku, to bez problemu poradzicie sobie z Sasuke i jego bandą łachudrów. A co do Madary, najlepiej byłoby uderzyć pod jego nieobecność - zaproponowałem, doskonale wiedząc, że wtedy bojowa gotowość wojska i jego morale będą dość niskie.
            - Przekażę Itachiemu, ale nie obiecuję, że podejmie jakieś kroki, jeśli chodzi o burdel. Ostatnio zrobił się bardziej ostrożny, odkąd Madara zapowiedział czystkę w slumsach. - Zmarszczyła brwi, odchodząc nieco w głąb korytarza. Stukając palcami o swoje ramię, spojrzała na mnie z ukosa. - Podsłyszał gdzieś w spelunie plotkę, że cesarz próbuje wykryć w swoich szeregach szpiega. Ma wątpliwości, czy nie daje nam jakiejś podpuchy.
Przygryzłem dolną wargę w poddenerwowaniu. Co jak co, ale nie zamierzałem dać się mu złapać. Gdy nadejdzie odpowiednia pora, sam go poinformuję o swoim szpiegostwie. Już wyobrażałem sobie satysfakcję, z wystrychnięcia na dudka wielkiego Madary. Jednak nawet ja wiedziałem, że to nie przyjdzie łatwo. Jeszcze sporo mi brakuję do tego momentu, ale wreszcie go osiągnę.  
- Przyjrzę się tym pogłoskom.
No Sabaku przytaknęła z powagą. Nie lubiła ryzyka, o czym doskonale wiedziałem - tak samo jak o tym, że gdybym nie zapewnił jej o zamiarze sprawdzenia plotek, zapewne sama by na mnie to wymusiła. Znałem ją już na tyle dobrze, by uchronić się przed jej władczością.
- Doskonale - przytaknęła, naciskając jakiś punkt na ścianie, a wtedy ta odchyliła się nieznacznie. Pchnęła lekko zaporę, rzucając mi jeszcze jedno spojrzenie przez ramię. - Widzimy się na statku?
Rozchylałem właśnie usta by udzielić jej negatywnej odpowiedzi, gdy niespodziewanie do naszych uszu doszedł dźwięk kolejnych kroków, które notabane dochodziły z tej samej strony, z której przybyłem. Zmarszczyłem brwi, a czując czychające zagrożenie, czym prędzej chwyciłem Temari za rękę i pociągnąłem ją w głąb podziemi. No Sabaku intuicyjnie zamknęła za nami przejście.
- Coś czuję, że pogłoski są jednak prawdziwe, Nara - zaczęła, spoglądając na mnie z niepokojem. - Czyżbyś miał ogon?
Pierwsze co przeleciało mi przez myśli, to imię mojego najwierniejszego kompana. Jeśli coś by mu przytrafiło z mojej winy, nigdy bym sobie tego nie darował. Musiało być inne wytłumaczenie. Tylko jakie?
Myśl, myśl Shikamaru! Wrzeszczałem w głowie, próbując dojść do jakiegoś racjonalnego rozwiązania.
- Mam nadzieję, że nie - warknąłem rozdrażniony, idąc tuż za nią. - Jak stąd teraz wyjść?
- To zależy jeszcze gdzie chcesz wyjść - zadrwiła ze mnie, doskonale wiedząc, że nie miałem nawet pojęcia, gdzie się teraz znajdowałem. Jednak widząc moją zirytowaną minę, uśmiechnęła się enigmatycznie pod nosem, kontynuując: - Szanowny skryba władcy był kiedyś w slumsach?
Spojrzałem na nią swym przenikliwym spojrzeniem.
- Byłem - odparłem chłodno, przymykając powieki.
Raz. Tyle razy moja noga stanęła poza obrzeża pałacu. I to wtedy zginął mój sensei. Na samo wspomnienie tego dnia, zacisnąłem mocno dłoń, a paznokcie wbiły się w skórę, powodując, iż delikatne ciurki krwi pojawiły się pomiędzy knykciami.
Temari skręciła w lewo, a ja jak cień podążyłem za nią. Widziałem, jak zerknęła na mnie jakby z niepokojem, jednak nie skomentowała mojej reakcji. Wiedziała o śmierci Asumy jako jedna z nielicznych, w końcu to ona pomogła mi wtedy uciec.
- To teraz ponownie będziesz miał okazję zawitać w te urocze progi. To najbliższe wyjście z podziemi.
Skinąłem niemrawo głową.
- Jak długo zajmie mi dojście do pałacu? - spytałem, wbijając swój wzrok w jej plecy.
- Nie dłużej niż dojście z tej twojej pałacowej klitki, do pałacowego kibla - zadrwiła. Ale co mogłem poradzić, że cesarski dom był tak ogromny?
Wywróciłem teatralnie oczami, słysząc jej jakże ironiczną i upierdliwą odpowiedź.
- Dobra, dobra poradzę sobie sam - skwitowałem, wzruszając ramionami.
Szturchnęła mnie, uśmiechając zadziornie. Gdybym jej nie znał, powiedziałbym, że chce mi zrobić na złość, jednak ona jedynie chciała mi w ten sposób dodać otuchy. Nigdy by się jednak do tego nie przyznała.
- Zgubiłbyś się po pięciu metrach i to ja bym za to dostała burę od Itachiego. - Wytknęła mi język. - Bądź co bądź, nadal jesteś naszym cennym szpiegiem, więc szkoda by było cię pozostawić na pastwę szczurów.
            Uśmiechnąłem się do niej zadziornie.
- Dobrze wiedzieć. A co do statku, nie wiem czy będę na nim obecny - odpowiedziałem na jej wcześniejsze pytanie, które zostało zakłócone przez nieproszonego gościa. W końcu moja obecność na statku byłaby czystą głupotą i ona doskonale powinna o tym wiedzieć. Jednak mimo wszystko zadała to pytanie. - Jeśli ludzie Madary mnie dostrzegą, będzie po mnie. Plan Itachiego również ucierpi.
- Racja - odparła głucho. Doszliśmy do jakiegoś ślepego zaułka i przez sekundę pomyślałem, że Temari musiała zgubić drogę. Już chciałem zwrócić jej na to uwagę, kiedy zobaczyłem, jak maca dłońmy ścianę. Po dłuższej chwili w lewym dolnym rogu coś chrzęsnęło pod naporem jej palca i z muru wyskoczyła wajha. - I tak tylko byś zawadzał i plątał się pod nogami. Nie potrzebny mi chłopiec do niańczenia.
Powinienem się już przyzwyczaić do jej zaczepek, jednak i tak jej słowa mnie lekko rozjuszyły. Kiedy pociągnęła za wajhę i jakimś cudem otworzyła kolejne przejście, bez zastanowienia przeszedłem przez nie.
- Więc po co pytasz? - fuknąłem, wywracając oczami i krocząc wolnym krokiem przez ciemny tunel, który dla mnie był czymś nowym. Wilgotność powietrza stężała jeszcze bardziej. A gdy przejechałem dłonią po gołych kamieniach, odkryłem iż ściany robiły się coraz bardziej mokre, jakbyśmy znajdowali się pod rzeką. Ale to chyba nie było możliwe, prawda?
Temari nagle przystanęła, spoglądając na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Na końcu korytarza znajduje się drabina - zaczęła, zamiast odpowiedzieć na moje pytanie. - Na ich szczycie będziesz musiał podnieść głaz. Jest dość ciężki, ale powienieneś sobie z nim poradzić. Na zewnatrz idź na prawo od rzeki, a dojdziesz do wyjścia ze slumsów. Za mostem odbijesz na lewo od burdelu i dalej już chyba znasz drogę. - Odwróciła się na pięcie, nie pozwalając mi się nawet wtrącić. Po kilku krokach rzuciła w moją stronę krótkie “Do następnego”, po czym zniknęła za tajemnym przejściem, a moim oczom ponownie ukazał się jedynie zwykły ślepy zaułek.
            Następne ciężkie westchnięcie wydobyło się z mojej krtani. Po raz kolejny nasze spotkanie nie przebiegło tak jakbym to sobie zaplanował. Zawsze coś musiało pójść nie tak. Właściwie zacząłem się już przyzwyczajać, że nie potrafię z Temari porozmawiać na inny - równie ważny jak sprawy slumsów, braci Uchiha czy cesarza - temat. Jednak słowa “zaplanowali mi ożenek” upierdlilwie nie chciały mi przejść przez gardło, za co już nie pierwszy raz na siebie kląłem.
            Lekko przyspieszonym krokiem kroczyłem przez korytarz i tak jak powiedziała Temari, tuż na jego końcu znalazłem starą, pordzewiałą drabinę, która w sporej części była obrośnięta mchem. Już po chwili wspinałem się po jej szczeblach, a napotykając na swojej drodze wspomniany głaz, napiąłem mięśnie i przy użyciu ogromnej siły, zacząłem go przesuwać. Temari miała stuprocentową rację - głaz ważył. Z trudem udało mi się przesunąć go na tyle, by móc wydostać się z podziemi. Oczywiście przed wyjściem upewniłem się czy czasami strażnik nie czaił się gdzieś za rogiem. Ku mojemu szczęściu nikogo z armii cesarza nie było, dzięki czemu już zaledwie po chwili mogłem wtopić się w skromny tłum mieszczan, którzy wędrowali właśnie po Konosze. Podążałem za wskazówkami Temari, dzięki którym już po chwili byłem w stanie dostrzec na horyzoncie piętrzący się cesarski pałac. Z tej perspektywy musiałem przyznać, iż miejsce zamieszkania Madary wygląda imponująco, aż przystanąłem w miejscu na dłuższą chwilę uważnie przypatrując się typowej japońskiej architekturze. Zapewne w dzień pałac wyglądał jeszcze bardziej imponująco. Ale tego jeszcze nie byłem w stanie ocenić. Może któregoś dnia… Jednak póki co nic nie zapowiadało na moje rychłe opuszczenie pałacu w dzień.
          Wznowiłem krok, pozostawiając za sobą Jinsei no Kawa* i pilnując by czarny płaszcz szczelnie zakrywał moją sylwetkę, od razu skierowałem się zabłoconymi uliczkami w stronę mojego obecnego miejsca zamieszkania. Modliłem się by przez przypadek nie natknąć się na któregoś z żołnierzy, gdyż wtedy musiałbym się solidnie tłumaczyć. A i tak najprawdopodobniej żadna wymówka nie zagwarantowałaby mi bezpieczeństwa. Póki co cały czas główkowałem, jakby tu się wedrzeć ponownie na teren pałacu, bez alarmowania straży czy też patrolu.
          Ciemnymi tęczówkami uważnie taksowałem część wioski po której obecnie beztrosko się przechadzałem. Z położenia geograficznego wiedziałem, że muszę znajdować się jeszcze w małej dzielnicy zwanej pospolicie Sakura no Shibon*. Rok w rok, gdy nadchodzi wiosna z pałacowych balkonów dokładnie można dostrzec, jak drzewa wiśni kwitną. Musiałem przyznać, że było tu dość ładnie. A wszystko przez drzewa z różowymi kwiatami, które dodawały temu miejscu uroku.
Ale gdy tylko spojrzałem w bok wszelaki urok prysnął niczym bańka mydlana. Stare, popruchniałe budynki, które bez wątpienia zagrażały życiu ich mieszkańców. Powybijane szyby. Dzieciaki biegające w poobdzieranych łachach. To nic nowego w starej, zamieszchłej Konosze. Aczkolwiek gdy pierwszy raz ujrzałem ten widok, byłem w istnym szoku. W końcu nie tego nas uczyli w specjalnej pałacowej szkole. Wszystko miało być pięknie i cudownie. A podwładni cesarza mieli żyć w zgodzie i w dostatku. Jednak prawda daleko odbiegała od szkolnych nauk, czy też tego co przez lata było mi wbijane do głowy.
Stęchlizna unosząca się w powietrzu drażniła moje nozdrza odkąd tylko wyszedłem z podziemi. Powietrze dostępne kilkanaście metrów pod ziemią było o wiele przyjemniejsze od tego, którym w tej chwili dane mi było oddychać.
Wolnym krokiem zbliżałem się ku mostowi, który zaraz miał zabrać mnie na drugą stronę rzeki. Jednak niespodziewanie dostrzegłem dziewczynę śpiącą tuż pod nim. Zmarszczyłem brwi w zdziwieniu i ponownie przystanąłem, przyglądając się jej z oddali. Nagle w moich oczach pojawiło się pewnego rodzaju zafascynowanie spowodowane jej kosmykiem włosów, który opadł na jej śpiącą twarz. Jego róż idealnie komponował się z kolorem płatków kwiata wiśni, których było w około pełno. Wtedy mała kapucynka znalazła się tuż przy dziewczynie i odruchowo zasłoniła bardziej jej twarz, jakby wyczuwając, że ktoś się jej przygląda.
Westchnąłem ciężko i ponowiłem swój krok. Niestety, ale nie byłem w stanie jej zbytnio pomóc. Nie teraz. Nie jako skryba i przyszły doradca Madary. By móc w jakikolwiek sposób pomóc podwładnym cesarza musiałem stać się kimś ważniejszym, innym, a na to póki co nie miałem wystarczająco odwagi. Wystarczy, że zdecydowałem się być szpiegiem Itachiego. Ba! Nawet sam mu to zaproponowałem. I moja jedyną w tej chwili nadzieję pokładałem właśnie w starszym z braci Uchiha, gdyż młodszy z nich był patałachem.
Przechodząc przez most spojrzałem w stronę żurawia znajdującego się po lewej stronie. Miałem ogromną nadzieję, że statek nie dopłynie do widocznej przystani, a drewniany żuraw nie podejmie się rozładunku jego zawartości. Gdyby tak się stało, Konoha bez wątpienia znacznie by ucierpiała.
Po drugiej stronie rzeki życie wyglądało już zupełnie inaczej. Nie było aż tak rzucającej się w oczy biedy. Jednak ku mojemu niezadowoleniu ilość straży była podwojona, przez co musiałem spuścić wzrok, by zbytnio nie rzucać się w oczy. W mojej głowie nadal toczyła się batalia, jakim oto sposobem mam przedostać się skutecznie i niezauważony na drugą stronę potężnego muru. Najprostrzą opcją byłoby odwrócenie uwagi strażników czychających przy bramie. Ale A - sam nie dałbym rady ich odciągnąć, w końcu zbyt dużo osób kręciło się u podnóża muru; B - nie miałem czym ich odciągnąć. A na zwykłą zmyłkę kamieniem nie daliby się nabrać. Potrzebowałbym co najmniej jeszcze jednej osoby, by odwrócić ich uwagę, czyli plan A mogłem od razu skreślić ze swojej listy. Planu B natomiast jeszcze nie było, a musiałem myśleć szybko, gdyż do bramy zostało mi już niedaleko.
Nagle poczułem jak ziemia zaczyna drżeć i gdyby nie odgłosy racić dobiegających zza moich pleców, mógłbym stwierdzić, że to sam twórca postanowił pokazać Madarze, kto tu tak naprawdę rządzi. Z cwaniackim uśmiechem spojrzałem przez ramię, a widząc wracający z wyprawy konwój, plan B niespodziewanie zaświtał w mojej głowie. Już z daleka było widać, że ich morale nie są takie jak przed wyprawą. Co znaczyło iż coś poszło nie tak, a również to, że lada moment Madara ponownie zacznie zbierać ludzi na naradę.
- Muszę się pośpieszyć - mruknąłem pod nosem, wiedząc, że i do mojej kwatery ktoś lada moment zacznie pukać.
Czekałem cierpliwie kilkanaście metrów od bramy, wcześniej obliczając pośpiesznie długość konwoju przed wyprawą i jego prawdopodobieństwo po powrocie. Póki co ani razu się nie pomyliłem, więc modliłem się bym i tym razem miał rację. Jak na zawołanie ostatni powóz zatrzymał się tuż przed moim nosem. Korzystając z chwili nieuwagi strażników, którzy byli zajęci nowo przybyłym konwojem, położyłem się na ziemi i wturlałem pod powóz. Czując odór rozkładających się ciał przymknąłem powieki, domyślając się iż nademną znajdują się ciała poległych żołnierzy. Ale nie miałem wyboru. Chwyciłem się szczebelek i uniosłem swoje ciało do góry. Moje stopy zaraz znalazły oparcie na przodzie powozu. Podciągłem również płaszcz, aby się nie ciągnął za mną po ziemi w czasie jazdy.
I w taki oto sposób znalazłem się na terenie pałacu. W końcu nikomu nie chciało się sprawdzać powozu z samymi zwłokami.
Gdy tylko udało mi się wydostać spod powozu niezauważonym, czym prędzej wrzuciłem cały zabłocony płaszcz na górę zwłok, zakrywając jednego z martwych żołnierzy. I jak gdyby nigdy nic skierowałem się pośpiesznie ku wejściu do pałacu.
Musiałem przyznać, że miałem ogromne szczęście. Dzięki powrotowi konwoju z wyprawy stałem się dla wszystkich niewidzialny. Lepszego wieczoru na spotkanie z Temari nie mogłem sobie wybrać. Nikt mnie nie widział. Nikt nie zawracał sobie mną głowy. Po prostu moment idealny.
Jednak krocząc pałacowym korytarzem zaraz oblały mnie zimne poty. Nadal miałem dziwne przeczucie co do osobnika, przez którego musiałem uciekać wraz z Temari ciemnymi tunelami. Bałem się tego co zastanę przekraczając próg mych kwater. Co jeśli przez moją głupotę coś się stało Chojiemu? Albo żołnierze go pobili, domagając się wiedzy gdzie się znajduje?
Odrzuciłem wszystkie złe myśli. W końcu jeśli tak by wszystko miało wyglądać, to czemu przy wejściu do pałacu nikt mnie nie zatrzymał? Zamiast tego strażnik skinął delikatnie głową, witając się ze mną jak gdyby nigdy nic.
W mojej głowie z każdym krokiem panował coraz większy chaos. Ale jak sam się po chwili przekonałem, zupełnie niepotrzebnie.
Gdy tylko rozsunąłem drzwi do swoich kwater, Choji siedział tam gdzie go zostawiłem. Wszystko było takie samo z malusieńkim wyjątkiem - stół był niemalże pusty.
- Nareszcie! - powiedział Akimichi, zerkając zdenerwowanym wzrokiem w moją stroną. - I… - zaczął niepewnie, spoglądając na rozsunięte za mną drzwi, które zaraz zamknąłem. - …czemu wracasz przez drzwi? - zapytał, będąc bardziej niż zdumionym moim nagłym pojawieniu się w progu drzwi.
- Nikogo tu nie było? - sparowałem jego pytanie. Moje było o niebo lepsze i o wiele ważniejsze.
Choji wzruszył ramionami.
- Nikogo. Cały czas czuwałem.
Przygryzłem dolną wargę, a następnie usiadłem ponownie na pokaźnym fotelu z czerwonym obiciem i złączyłem swoje dłonie w charakterstyczny dla mnie sposób. Musiałem się skupić. Musiałem pomyśleć.
- Co się stało? - Usłyszałem po chwili pytanie przyjaciela. Bez wątpienia był zaniepokojony tym, że pojawiłem się w nie tych drzwiach co powinienem. W dodatku teraz siedziałem jedynie, kontemplując nad wydarzeniami dzisiejszego wieczoru, a to musiało wyglądać nieco podejrzanie.
- Powiedz mi, Choji - zacząłem pewnie, spoglądając na niego uważnie - nie przysnęło ci się?
Źrenice mojego przyjaciela rozszerzyły się nagle.
- Nic z tych rzeczy. Nawet śpiący nie jestem - zaprotestował.
Westchnąłem cieżko, a w mojej głowie pojawiła się konkluzja, która nie za bardzo mnie zadowolała.
W pałacu był szpieg.
I tym razem to nie o mnie chodziło, a o kogoś zupełnie innego…


Oczami Temari:

            Przemierzałam tunel miarowym tempem, a ciche echo moich kroków i obijających się o zwilgociałe kamienie kropel wody, niosło się przede mną. Przejście podziemiami bez najmniejszego szmeru wydawało się być niemal niemożliwie, co zarówno było skazą i błogosławieństwem. W czasie ucieczki odgłosy pościgu, jak i uciekiniera niemal mieszały się ze sobą, czego nie raz doświadczałam w obu wydaniach. Ten pogłos ruchów miał jednak też i swoją dobrą stronę - niemożliwym było, żeby nie usłyszeć, gdy ktoś cię śledził. Z tego względu tunele były - paradoksalnie - najlepszym miejscem na potajemne, nielegalne spotkania.
            Na które ja latam jak bezdomny pies, pomyślałam z przekąsem, nie do końca szczera w swoich myślach. Prawda, bycie chłopcem - albo raczej dziewczynką - na posyłki mogło być uciążliwe i nie raz i nie dwa klęłam na swoją “posadę”, jednak w gruncie rzeczy dawało mi to pewnego rodzaju przyjemność i satysfakcję. Już samo przechadzanie się po rozświetlanych jedynie światłem pochodni tunelach, było ekscytujące i urokliwe, a rola łącznika ze szpiegami mogła być nawet chwalebna. Itachi nie powierzyłby tej roli nikomu, komu by nie ufał, co napełniało mnie nieco większą dumą. Poprzez wypełnianie swoich obowiązków mogłam również mu się odwdzięczyć za przygarnięcie i wszystko, co dla mnie uczynił.
Uśmiechnęłam się nieznacznie na wspomnienie dnia, w którym poznałam Uchihę, mimo wiążących się z  tym wydarzeniem przykrych sytuacji. Dokładnie pamiętałam dzień, w którym mój ojciec został zamordowany przez ludzi Madary za jakieś pieprzone długi, których jak ostatni bencwał sobie narobił. Wyszłam wtedy na zakupy na bazar, a gdy byłam już na kilka kroków od domu, usłyszałam wrzaski rodziciela i jęki rozpaczy moich braci. Wpadając w panikę, ukryłam się jak najprędzej za kompostownikiem i jak się okazało - zrobiłam to w idealnym momencie. Nie minęła nawet sekunda, kiedy przez frontowe drzwi wyszli ubrani na czarno ludzie Madary, ciągnąc za szmaty moich braci. Mojej uwadze nie uszło również, że miecz jednego z dryblasów był cały zakrwawiony, tak samo jak i ubranie Kankuro, który musiał rzucić się ku ciału ojca. Potem, gdy już żołnierze zniknęli z zasięgu mojego wzroku, wkradłam się do domu tylko na chwilę, obrzucając martwe ciało ojca jedynie przelotnym spojrzeniem, nie chcąc, by ten obraz dręczył mnie nocami. Zabrałam z domu kilka najpotrzebniejszych rzeczy i uciekłam, wiedząc, że ludzie króla zapewne prędzej czy później by po mnie wrócili. Skryłam się w tunelach ściekowych i błądząc po nich kilka dni, w końcu natknęłam się na tajemne przyjście, które okazało się wejściem do podziemi - do mojego wybawienia. Tam po kolejnym dniu tułaczki znalazł mnie Itachi, przestraszoną, prześmierdłą kanałami, brudną i wycieńczoną. Wybawił mnie od nędzy i pewnej śmierci, wyszkolił na świetnego wojownika i obdarzył zaufaniem, którego nigdy nie zamierzałam złamać.
Doszłam do końca zaułku. Ludzie, którzy trafiali do tuneli po raz pierwszy, knęli przy tej obskurnej, obleczonej wilgotną mazią ścianie, przeklinając zawiłość ogromnego podziemnego labiryntu i zawracali, szukając innej odnogi, która mogłaby ich zaprowadzić w przydatne miejsce. Ja natomiast - Temari, dziewczyna, która tuła się po tunelach od blisko dwóch lat - wiedziałam, że zaułek ten nie został zwężony przypadkowo, a wystający pomiędzy cegłami kamyk był przyciskiem do tajnego przejścia. Wcisnęłam go, a wtedy zawiasy skrzypnęły cicho, gdy zapora rozsunęła się na kilkanaście centymetrów. Oświetliłam pochodnią szparę i wypatrując po drugiej stronie metalowy uchwyt, osadziłam ją tam. Chwyciłam następnie oburącz skraj rozsuwanej ściany przejścia i zapierając się mocno nogami, z trudem przeciągnęłam ją na tyle, by móc się prześliznąć. Gorzej jednak było w drugą stronę.
- Cholerne - sapnęłam, pomiędzy kolejnymi wysiłkowymi jękami - starocie!
Ściany finalnie zetknęły się ze sobą z niemałym hukiem, a ja zgięłam się w pół, opierając o kolana. Szczerze nienawidziłam tego przejścia, jednak byłam zmuszona regularnie przez nie przechodzić w drodze na spotkanie z jednym z pałacowych szpiegów. Nie były to bynajmniej jedyne wadliwe tajemne wrota. W całych podziemiach było dokładnie pięć na jedenaście zepsutych wejść, z czego tylko jedno było w gorszym stanie od tego. Na szczęście znajdowało się ono dość daleko od naszej części slumsów, bo niemal przy królewskich lochach, więc stosunkowo bardzo rzadko trzeba było z niego skorzystać. Dodatkowo pocieszeniem była jedna odnoga tunelu, która mimo że dłuższa, prowadziła niemal w to samo miejsce.
            Otoczona blaskiem pochodni, kroczyłam dalej w ciemność. Po lewej usłyszałam szmer małych stópek i ciche popiskiwania, jednak nie przejęłam się tym znacznie - spotkanie szczura w tunelach nie było niczym nadzwyczajnym, chociaż byłam pewna, że każda damulka z dobrego domu pisnęłaby stokroć głośniej, niż ten gryzoń na jego widok. Przykładowo taka Ino. Prychnęłam aż na wspomnienie tej zapyziałej blondyneczki. Nie ufałam jej za grosz i nie było to bynajmniej spowodowane zwykłą personalną niechęcią do jej osoby. Kiedy spotkałam ją po raz pierwszy na bazarze, jeszcze nie wiedziałam, że w pewien sposób będę musiała z nią współpracować, a jednak już wtedy coś w spojrzeniu jej błękitnych oczu mi się nie spodobało. Miałam wrażenie, jakby każdy jej najmniejszy gest nacechowany był fałszerstwem, a przesłodzony głosik jedynie mnie w tym utwierdził. To dlatego każdą jej szpiegowską wiadomość traktowałam z ostrożnością godną zawodowego zabójcy i każdą z nich sprawdzałam na spotkaniu z drugim szpiegiem - Kankuro.
            Tym bardziej nie rozumiałam, jak Shikamaru mógł jej tak bezgranicznie ufać. Prawda, znał ją od dziecka, ale to nie kwalifikowało jej do rangi anioła bez grzechu. Bynajmniej! Ludzie doprawdy rzadko bywali tacy sami w dzieciństwie, jak w życiu dorosłym. Życie zawsze nas doświadczało i przez to zmieniało, to było nieuniknione, jednak Nara zdawał się bagatelizować tę prawdę. Idiota.
            A potwierdzenie tej prawdy miał we mnie samej. Jeszcze za gówniarza mieszkaliśmy w tej samej dzielnicy, co zmieniło się, kiedy mając dziesięć lat, Shikamaru przeprowadził się z rodziną do Pałacu Króla. Wtedy nasz kontakt się zerwał, by na powrót odnowić się niespełna pół roku temu. A dzień, w którym Itachi oznajmił mi, że naszym drugim pałacowym szpiegiem jest Nara, był dniem, w którym moja chęć przyłożenia komuś sięgnęła zenitu. Natomiast przy naszym pierwszym spotkaniu nie szczędziłam mu wyrzutów. Chyba nigdy nie uda mi się zapomnieć jego spłoszonej, przerażonej miny, kiedy dla zwykłego swojego kaprysu postanowiłam się na niego zasadzić za rogiem jednego z tuneli i niespodziewanie przygwoździłam go do przeciwległej ściany, do gardła przystawiając ostrze zakrzywionego, złotego noża. Widok był tak komiczny, że nie utrzymałam swojej poważnej maski i uśmiechnęłam się pod nosem, dając mu przez to do zrozumienia, że już nie musi sikać ze strachu.
             - W dzieciństwie takie zagrywki nie robiły na tobie wrażenia. Ktoś tu zmiękł - zakpiłam wtedy z niego, chowając sztylet do kabury. W zamian odwdzięczył się zirytowanym prychnięciem i stwierdzeniem, że ja natomiast nie zmieniłam się w ogóle, kwitując to jednym słowem “upierdliwa”.
            To wspomnienie było początkiem naszej kolejnej wspólnej historii.
            - Jak będziesz chodzić taka zamyślona, to w końcu ktoś cię w tych ściekach napadnie. - Zgryźliwy ton głosu mojego brata wyrwał mnie z otchłani wspomnień.
            Podniosłam wzrok i ujrzałam ciemną postać oświetloną jedynie przez metalową lampę ze świeczką w środku. Kankuro stał kilkanaście metrów ode mnie, jednak dzieląca nas odległość zmniejszała się z każdym krokiem. Właściwie to zastanawiałam się, jak z takiej odległości mógł on zobaczyć moją zamyśloną twarz? W tym świetle wydawało się to niemal niemożliwe i zapewne takie było, dlatego uznałam, że najnormalniej w świecie mój brat jedynie się ze mnie naigrywał, co było zupełnie w jego stylu. Przypadkiem było, że akurat jego głupi tekst dopasował się do sytuacji, ale jak to się mówi “idiotom szczęście sprzyja”.
            - To nie żadne ścieki, tylko tunele, błaźnie - odparłam, celowo używając jego fuchy jako obelgi.
- Jak dla ciebie Cesarski Błaźnie. Praca u wysoko postawionych ma w plusach chociaż chwalebny tytuł.
Zaśmiałam się, a stojąc już na przeciw Kankuro, przytuliłam go mocno na przywitanie.
- O ile tytuł błazna może w ogóle być chwalebny - zauważyłam roztropnie.
- No właśnie, o ile - zaśmiał się niemrawo.
Sposępniałam, widząc, jak posada, którą obejmował mu ciąży. Prawda była taka, że rola Cesarskiego Błazna nie polegała na niczym innym, jak na płaszczeniu się przed tym bydlakiem Madarą, który mógł poniewierać moim bratem jak chciał; nie ważne czy go rozśmieszył, czy zirytował durnymi wygłupami. Za każdym razem, kiedy spotykałam się z Kankuro w tunelach żałowałam, że tamtego feralnego dnia nie udało mi się w jakiś magiczny sposób zabrać braci z sobą.
- Jakie masz dla mnie wieści? - odezwałam się, przerywając tym samym ciężką ciszę, która niespodziewanie między nami zapadła.
            Kankuro westchnął, odstawiając metalową lampę na kamienistej podłodze. Z wyraźną ulgą rozsiadł się tuż obok niej, opierając się o ścianę tunelu i zwieszając ramiona o zgięte kolana. Zerkając na mnie, dał mi znak ręką, abym podążyła za jego przykładem, co też uczyniłam. Naprawdę  nie zdawałam sobie sprawy jaka byłam wyczerpana niemal całodzienną wędrówką po tunelach, póki z wdzięcznością nie powitałam twardych komfortów zimnych murów. Pochodnie ówcześnie odwiesiłam w metalowy uchwyt nad nami.
            - Dziś przed naradą udało mi się podsłuchać rozmowę Madary z Kabuto - zaczął w końcu, pocierając palcami zmęczone oczy. Dopiero teraz zauważyłam ciemne cienie na jego twarzy i oznaki wyraźnego przemęczenia. Dopadły mnie wyrzuty sumienia, że dodatkowo nękałam go o szpiegostwo i spotkania. - Mówili coś o dostawie żywności i broni, która ma dopłynąć statkiem pojutrze. Madara kazał nadzorować to Yakushiemu. Wiesz, że to dla was szansa na zaopatrzenie się na co najmniej miesiąc, prawda? - Przytaknęłam głową, pozwalając mu kontynuować. - Całą akcję ma nadzorować tylko połowa jednego oddziału wojska, więc spokojnie sobie z nimi poradzicie.
            - To wiadome, sama mogłabym ich rozbroić! - wtrąciłam entuzjastycznie, wysyłając bratu pewne siebie spojrzenie. Odpowiedział mi głośnym śmiechem.
            - W to nie wątpię, ale i tak lepiej weź kilku swoich dryblasów - pouczył mnie, jak to w zwyczaju mają starci bracia, szturchając przy okazji łokciem w ramię.
            - Jasne. Coś jeszcze dla mnie masz? - spytałam z nadzieją. Do tej pory nie powiedział mi nic, czego bym nie usłyszała od Shikamaru, a nawet i mniej niż on. Zaczynałam mieć coraz większe wątpliwości co do prawdziwości informacji dotyczących burdelu i nieobecności cesarza.
            - Raczej nic ważnego, chyba że interesują cię pałacowe ploteczki - odparł zaczepnie, wiedząc, że słuchanie o domowych problemach cesarza mnie zupełnie nie interesowało.
            - A Madara się gdzieś przypadkiem nie wybiera? Nie wiesz czegoś o burdelu? - dopytywałam.
            - Burdelu? - spytał zdezorientowany. - Nic mi o nim nie wiadomo ponad to, co przekazałem ci ostatnio. Tylko tyle, że Madara ma tam upatrzoną jakąś laskę. O jego nieobecności też nic nie wiem.
Przygryzłam wargę, marszcząc również brwi. Od początku informacje od Ino mi śmierdziały, a teraz odór zaczynał się wzmagać. Fakt, Kankuro nie miał wglądu do wszystkich spraw cesarza i wiele informacji od Nary okazywały się prawdą, mimo że mój brat nie miał o nich nawet zielonego pojęcia. Tyle że coś w tej sprawie mi nie grało. Miałam wrażenie, jakby Madara specjalnie podsuwał nam tą informację pod nos, żeby złapać nas w jakąś swoją pułapkę. Nie miałam na to absolutnie żadnych dowodów, ale moja intuicyjna pochodnia jarzyła się ogromnym, krwiście czerwonym płomieniem.
- Podobno w burdelu są ukryte plany zniszczenia slumsów, a Madara ma za pięć dni wyjechać. Coś obiło ci się o uszy?
- Nic a nic. - Westchnęłam, przymykając przy tym powieki. - Nara przekazał ci te wieści?
Skinęłam głową.
- Yamanaka to podobno wywęszyła - dodałam, podnosząc powieki.
- A ty jej nie ufasz. - Ponownie skinęłam. Kankuro zaśmiał się cicho, co brzmiało niemal jak prychnięcie irytacji. - Z resztą ci się nie dziwię. Przecież ty i Shikamaru macie się ku sobie, a tu taka sprawa wypada. Nie wiem jak on mógł na to przystać.
Na co przystać? Tym razem to pochodnia ostrzegawcza o problemach zapłonęła pięknym ogniem.
- Chyba nie rozumiem - wyznałam szczerze, kiedy mój brat zdawał się nie dokańczać swojej wypowiedzi. Wtedy to Kankuro spojrzał na mnie z istnym przerażeniem w oczach.
- Nie mów mi, że nic nie wiesz - wydukał w końcu.
- Czego nie wiem? - warknęłam już mocno zirytowana. Nienawidziłam, gdy coś przede mną ukrywano. Cholera! Wyduś to z siebie, idioto!
- O Shikamaru i Ino - mówił powoli, uważnie obserwując moją reakcję, a ja miałam ochotę przywalić mu w ten pusty łeb, żeby pośpieszył się w tłumaczeniu. - Tydzień temu ich rodziny ogłosiły ich zaręczyny.
Nigdy nie sądziłam, że jedno słowo potrafi tak mocno zranić człowieka. Zaręczyny, zaręczyny, zaręczyny… Dudniło mi w głowie, powodując lekkie zawroty, które zatrzymały się dopiero, gdy oparłam ją o ścianę. Nagle stało się dla mnie jasne, dlaczego Nara tak bronił prawdziwości informacji Ino i aż skręciło mnie ze złości. Pieprzony egoista!
- No chyba sobie żartujesz - wykrztusiłam w końcu z siebie, śmiejąc się żałośnie. Jednak cisza bijąca od mojego brata dosadnie dawała mi do zrozumienia, że minionej wypowiedzi daleko od śmiesznych frazesów Kankuro, którymi raczył wielkiego, znienawidzonego cesarza.
- Czyli ci nie powiedział - zauważył.
Oczywiście, że mi nie powiedział - chciałam odpowiedzieć, ale duma mi na to nie pozwalała. To było jak przyznanie się do zjedzenia ostatniej kromki chleba ze zwykłego łakomstwa w czasach, kiedy o pół kromki było ciężko. Hańba. Wiedziałam jednak, że Kankuro doskonale zdawał sobie sprawę ze słów cisnących mi się na usta. On jako jeden z niewielu osób potrafił mnie przejrzeć na wylot i odgadnąć wszystkie myśli.
- Nie musiał - odparłam, siląc się na pewny siebie ton głosu, który na szczęście udało mi się osiągnąć. - W końcu jest tylko szpiegiem. Jego obowiązkiem jest informowanie mnie o sprawach dotyczących tylko i wyłącznie Madary i przydatnych Itachiemu. Jego prywatne sprawy mnie nie obchodzą - dodałam po krótkiej przerwie, nie zdając sobie nawet sprawy, jak wielkie kłamstwo właśnie wypowiedziałam.
- Jasne.
Kankuro nie musiał mówić nic więcej, żebym wiedziała, że i tak za grosz nie wierzył w moje słowa. Nie przejmowałam się tym jednak. Wolałam pozostać w iluzji, że przyjął każde moje słowo jako najszczerszą prawdę. Przyłapałam się nawet na tym, że sama chciałam uwierzyć w tę mgiełkę kłamstw.
Podpierając się ręką o ścianę, podniosłam się z siadu. Bez słowa otrzepałam tyłek z różnych paprochów, sięgając następnie po pochodnię. Kiedy ponownie spojrzałam na brata, ten również już stał, obserwując mnie z zatroskaniem.
- Uważaj na siebie - powiedzieliśmy jednocześnie, co wymusiło na moich sparaliżowanych ustach wykrzywienie kącików ku górze.
- Itachi podejrzewa, że Madara węszy wśród swoich ludzi szpiega. Miej się na baczności - uzupełniłam swoją wcześniejszą wypowiedź.
- A ty nie rób głupot.
Pomachałam mu ręką, odchodząc w swoją stronę. Jeszcze przez jakiś czas czułam na sobie jego zaniepokojone spojrzenie, wszystko jednak minęło, kiedy zniknęłam za zakrętem. Dochodząc do feralnego, zepsutego przejścia, zamyśliłam się na dłuższą chwilę. Dotarło do mnie bowiem, co Kankuro miał na myśli pouczając mnie na odchodne. Ten idiota zapewne sądził, że przez durnego faceta, pieprzonego egoistę, pompatycznego dupka, jakim był Shikamaru załamię się i nie daj Bóg jeszcze sobie coś zrobię.
Niedoczekanie. Jedyne co mogę zrobić, to zatłuc tego frajera za jego tchórzostwo.
Wiedziałam jednak, że wtargnięcie do pałacowych kwater byłoby nie lada wyczynem, który jednak naraziłby organizację Itachiego. Kto wie, może to jednak o takie głupoty chodziło mojemu bratu?
Z ironicznym uśmiechem na ustach wyciągnęła wystający pomiędzy cegłami kamyk, otwierając przejście. Z determinacją spojrzałam na to stare ustrojstwo, zbierając w sobie wszystkie pozostałe siły. Zdecydowanie za długo czasu spędziłam na gawędzeniu z Kankuro, przez co teraz musiałam zmotywować się do szybszego marszu. W końcu było już późno, a mnie czekała jeszcze długa droga do kwatery i zdanie raportu Itachiemu.



Miku-chan
Chusteczka_aha

            Tadam! Mój biedny Shikamaru, od września kurzył się na kompie! =.=’ Tak! muszę się oficjalnie poskarżyć! ;D Widzicie ile ja się musiałam wyczekać? :D Dobra już się zamykam, bo coś czuję, że pozostała piątka mnie zaraz zdzieli ;D No więc Mikulina wciela się w postać Shikamaru ;D No cóż mam wyzwanie ]:-> YOSH! I jeszcze ta pierwsza osoba… do jasnej anielki! Ale dałam radę, prawda? :D Nie jest tak źle, jak na pierwszy raz, co? :D No dobra, dobra, dodam jeszcze że panna Chusteczka, pomagała mi ogarniać tą pierwszą osobę gdy zawaliłam na całej lini :D

Właśnie, nie zapominaj o mnie, Miku! Przecież cały fragment z Temari ci towarzyszyłam.

Nie dałaś mi dokończyć, no! Ale tak, frajdę miałyśmy i to niezłą, co? :D

Niezłą to ty masz bibliotekę w tej swojej głupiej Anglii >.<

Tak wiem - zazdrościsz ;P

No bo takie luksusy! Kto to widział, pff! Polska to tylko potrafi zdeprymować człowieka. Matko chrystusko, ratuj…

Toż to zwykłe stoliki i krzesełka =.= no i pufy i fotele ;D Ah! I podnóżki ;DDD

I wszystko takie nowoczesne! Ale dobra… Już się nie rozdrabniam, teraz moja kolej na przemowę. No więc! Bo to nie jest tak, że to ja tu zawaliłam i to przeze mnie Shikamaru czekał na publikację od września. Na swoje usprawiedliwienie wytłumaczę, że miałam pisać jako trzecia swój fragment, ale w końcu wyszło inaczej. Zaskoczyli mnie i kazali kończyć szybko rozdział, to skończyłam xd

No i miałyśmy jeszcze zamieszanie jedno - fakt, plus jeszcze panna co ma własne kredki uwielbia znikać ;D Dobra, dobra kończymy nasz monolog? Zdradzamy im kto następny będzie pisał rozdział? ;>

No pewnie! Uwielbiam wkopywać ludzi, a szczególnie takie coś przyda się Pani z kredkami xd A więc o następny rozdział dręczcie Akemii i tego szczyla wstrętnego Sheeiren Imai! 

Nooo i jej gówniarza jaszczurkę ;D Oj tak zemsta jest słodka! Muahahahaha ]:->-+
            CIAOOOO ! ;***

            Buziaki <3

16 komentarzy:

  1. No ja wiedziałam, wiedziałam, że się do moich kredek doczepią znów .___.
    *wychodzi*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ejjj! Wracaj tu, no! Bo ci któregoś dnia te kredki zabiorę :P

      Usuń
  2. No, no. Wchodzę i widzę zacny szablon więc postanowiłam się trochę rozejrzeć, coby się nieco bardziej zorientować w tym wszystkim. Zakładki mnie nieco... hmm, zaintrygowały (xD) a na twarzy miałam lekkie wtf, ale w każdym razie czułam się w tamtych zakątkach blogu dobrze. xDD No a prawdziwa wisienka na torcie, czyli rozdział pierwszy czytało mi się naprawdę dobrze i przyjemnie, a to że zaczęłam czytać świadczy o bardzo wielkim czynie z mojej strony, bo ostatnimi czasy nie mam kontaktów z blogami z własnej winy. W każdym razie... czytało mi się bardzo lekko i przyjemnie. Jakbym czytała dwie profesjonalistki, które już mają wydane książki bo z taką łatwością operują słowem i wszystko wydaje się bardzo naturalne, czego Wam bardzo zazdroszczę, a właściwie to wszystkim zazdroszczę. Odnośnie fabuły... jest inaczej, a wręcz dużo inaczej. Właściwie to nic nie jest takie samo jak w mandze oprócz bohaterów i ich zacnych charakterków, osobowości i relacji. Samą fabułę póki co ogarniam z czego jestem bardzo dumna, bo z tym u mnie ciężko jeśli chodzi o nowe opowiadania. Motyw bogatego cesarstwa i biednych slumsów mi się bardzo podoba, ponieważ przez kochane anime Magi mam już sentyment odnośnie takich tematów. :) Zbyt dużo odnośnie tego nie będe się wypowiadać, bo to był dopiero przedsmak tego co będzie, prawda? Widać, że między Shikamaru a Temari iskrzy i to dosyć wyraźnie. Moment z nimi bardzo mi się podobał. Wyszedł wręcz świetnie! Ciekawi mnie kto mógł ich tak wystraszyć w miejscu ich tajnych spotkań. Pewnie dowiem się w swoim czasie. Cierpliwie poczekam, bo co mam za inne wyjście? Ogólnie więc mi się bardzo podobało, czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy i pragnę więcej, więcej! Pozdrawiam i życzę wytrwałości i weny!

    PS. Nie jeźdźcie tak po biednej Ino ;_; xD

    OdpowiedzUsuń
  3. Shikamaru będzie miał ciężkie życie niebawem xD ja to czuję w moczu, jak to mawia mój tatuś :PP
    Ooo, jak ja kocham tą jego "upierdliwość" ^^ A komentarz Chojiego: "Dla ciebie wszystko jest upierdliwe" - odzwierciedla moje przemyślenia na temat osobnika płci męskiej z koczkiem na głowie.
    O, Ino! Takie zaskoczenie: O n j e j n i e k o c h a !
    "Wilgotność powietrza nasilała się, powodując, iż moje gardło przypominało niezamieszkane pustkowia, ogarnięte suszą." - I nagle przypomina mi się wczorajszy tekst mojego brata: I have Sahara in my mouth. XDDDDDDDDDDDDDD
    Hihi, coś czuję, że Shika ma na oku inną laskę :D

    I nie mogę doczytać reszty... Jutro doczytam z perspektywy Temari.


    Z poważaniem owa "menda", która nie chciała przeczytać i skomentować rozdziału pierwszego - odmeldowuje się (tymczasowo), spełniwszy swój (do połowy) obowiązek!
    Angie

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejka!
    A więc miałabym dużo do powiedzenia, gdyby nie moja cudowna i jakże zawodna pamięć.
    Muszę przyznać, że na początku nie byłam przekonana czy chcę czytać tego bloga, bo klimaty "zamkowe" jeśli można to tak nazwać zbytnio mnie nie interesują. Jednak gdy lustrowałam rozdział swym bystrym spojrzeniem (tzn. Sprawdzałam jaki jest długi) mając na uwadze narrację pierwszoosobową Shikamaru i słowa "o moim ożenku" postanowiłam zobaczyć o co chodzi. Jednak że nie lubię czytać środka to zaczęłam od początku.
    No i tak jakoś poszło, że przeczytałam pół, następnie drugie pół i historia przypadła mi do gustu. Fabuła naprawdę ciekawa, spodobała mi się historia Temari, o tym jak trafiła to slumsów. Przyznać się też powinnam, że jako wielka fanka ShikaTema nie uszła mej uwadze (jaki oficjalny ton o.O Aki wpasowuje się do opowiadanie ^^) reakcja Temari na informację o zaręczynach Shikamaru. Jednak gdy była opowiadana historia Temi, myślałam że Kankuro zginął, biorąc pod uwagę fakt iż wcześniej czytałam już ciekawostki... (-_\\\ Tak, "tylko dwie rzeczy są nieskończone, wszechświat i ludzka głupota, ale co do tego pierwszego nie mam pewności" A. Einstein
    Bardzo upodobałam sobie postać Chouji'ego jako przyjaciela Nary, z początku pomyślałam że te odgłosy w tunelu mogły być jego sprawką...wiem, że to głupie bo przecież Chouji jest najlepszym przyjacielem jakiego można sobie wymarzyć, ale życie nauczyło mnie nie ufać ludziom (Ludzie! Bójcie się!! Aki Nadchodzi!! ^^).
    Chyba od zawsze mam słabość do kłótni, nie dość, że sama wprost uwielbiam się wykłócać, to jeszcze lubię je czytać, nawet te przyjacielskie kłótnie. Dlatego wprost uwielbiam czytanie rozmów pomiędzy Shikamaru i Temari, oraz pomiędzy Temari i Kankuro.
    Moim zdaniem usadzenie Kankuro jako błazna było trafne wzorując się na przedstawieniem tego bohatera na praktycznie każdym blogu, jednak w A&M nie był (aż) takim błaznem, chyba... ;D
    Wkurza mnie fakt, że Shika jest takim tchórzem, że nie potrafi powiedzieć co sądzi o ożenku z Ino. Ja do niej nic nie mam, ale po prostu do siebie nie pasują....
    Dobra, spadam i życzę wam wszystkim dużo Chakry oraz chęci do pisania. No i oczywiście powodzenia w pisaniu bloga...xD
    Aki
    PS. Aki oczywiście pamiętała, że chciała dać coś na sam koniec, ale tak samo oczywiste jest że o tym zapomniała!! :|

    OdpowiedzUsuń
  5. Strasznie ciekawy pomysł na historię, czas, miejsce akcji, obsadzenie bohaterów.. no zapowiada się super.
    O ile translator mnie nie okłamał to 'captivitas' oznacza 'jeńców' tak?
    Spodziewałam się, że Tem i Shikamaru łączą jakieś głębsze relacje, skoro tak się bał powiedzenia jej o swoich zaręczynach. Ale tak jest chyba nawet lepiej, bo (zakładając, że Temari mu wybaczy szybciej niż za kilkadziesiąt lat) sytuacja miedzy nimi dopiero będzie się rozwijać.
    Podoba mi się cały system tego królestwa i te tajemnicze plany o zniszczeniu slumsów, rebelianci z Itachim na czele, zły Madara, jakiś tajemniczy burdel.. no fajnie no.
    A Saske jest 'patałachem' czyli 'bardzo złym i groźnym patałachem' czy po prostu 'głupi, nieważny patałach'?
    Najbardziej rozwaliła mnie Sakura śpiąca pod mostem i jej stróż w postaci kapucynki :D
    Mogę się przyczepić tylko do dziwnej dwu kolorowości tekstu i w narracji Shikamaru częstego powtarzania słowa 'jakże' co odrobinę irytowało.

    Pozdrawiam, buziaki ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak dla mnie Sasuke to "głupi, nieważny patałach", ale Shee będzie się z tym spierać, więc cóż... to jest zależne od podejścia :) A dwu kolorowość tekstu nie jest zależna od nas :( To blogspocik coś szwankuje, ech...

      Buziaki ;* Cieszę się, że wygrałyśmy z Tadzikiem od Mickiewicza, he he :D

      Usuń
  6. Nie wiem dlaczego, ale od trzech dni zawsze coś mi przeszkadzało w dokończeniu tego rozdziału. No, ale teraz, w końcu w piątek i z Ksawciem szalejącym za oknem mogłam przeczytać całość!
    Podoba mi się cały ten pomysł, kreacje świata, w którym osadziłyście bohaterów. Przyznaję, że na kilku momentach się zaśmiałam( Kankuro-błazen, Sakura z kapucynką i Shikamaru podróżujący w towarzystwie trupów).
    Oczywiście absolutnie nie zgadzam się na żaden ślub! I w sumie nie miałabym wam za złe, gdybyście zrobiły z Ino jakiegoś podwójnego szpiega i kochankę Madary w jednym.
    Nie byłabym też sobą, gdybym nie powiedziała, że nie mogę się doczekać rozwinięcia sytuacji między moją ukochaną parką. <3

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  7. Fajne. Fajne?! Co ja piszę?! Sugoi! Po pierwsze wyjątkowo oryginalne. Jeden z nielicznych niepowtarzalnych blogów, taki jak żaden inny. Pięć autorów? Ciekawe co z tego wyniknie. Ale na pewno wyjdzie lepiej od moich wypocin. Szczerze, przy was czuję się co najmniej jak liliput. Więc życzę wam wszystkim powodzenia i duuuuużoo WENY.
    Pozdrawiam

    PS. Bardzo proszę mi tu nie obrażać mojej idolki Sheeiren Imai.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Szczyl" to dla niej nie obraza. Tak po prostu jej imię brzmi w moich ustach.

      Da-bum-tsssssss! B|

      Usuń
  8. W końcu przeczytałam! :) Jakoś ostatnio strasznie ciężko jest mi zacząć coś nowego, dlatego ten rozdział szedł mi tak opornie.
    Najszybciej przeleciał mi oczywiście moment z Kankuro. A jakżeby inaczej! xD

    No, ale od początku…
    Nie mogłam doczekać się tego bloga, odkąd Chusteczka coś tam mi napomknęła o nim. Nie spodziewałam się takie stylu, klimatu, takiej historii. Póki co, pewnie nie ogarniam zbyt wiele, ale mam nadzieję, że się wkręcę.

    Nigdy jeszcze nie zetknęłam się z historią „Naruto” osadzoną w takim świecie. Zamki, cesarze, błazny, szpiedzy, slumsy… Cóż, przeważnie w filmach i książkach to moje ulubione klimaty, więc powinnam z zapałem śledzić dalszy rozwój wydarzeń.

    Sama fabuła również widać, ze dobrze przemyślana. Oby tylko rozdziały pojawiały się w miarę często.
    Shikamaru jako szpieg? Jak najbardziej pasuje mi do takiej roli. W dodatku taki z lepszej rodziny :) I te zaręczyny z Ino… Mam nadzieję, że nie zrobicie z niej tej najgorszej.
    Spotkanie z Temari… jestem ciekawa, kto szedł wtedy tunelem, że musieli uciekać. Ciekawe, co by zrobił Nara, gdyby Chouji’emu coś się stało.
    Podobał mi się moment, gdy Shikamaru wślizgnął się pod powozy. Cwaniaczek, potem wyszedł sobie jak gdyby nigdy nic.

    Kurczę, trochę żałuję, że tak się ociągałam z tym rozdziałem, bo słabo już pamiętam początek ;/ Następny na pewno pójdzie mi już lepiej.

    Fajnie w ogóle, że podzieliłyście to na dwie części „Oczami Shikamaru” i „Oczami Temari”.

    Spotkanie Temari z bratem. Trochę zbyt ckliwe było to przytulenie, jak dla mnie, ale co tam. Taka sytuacja, dawno się nie widzieli i w ogóle… Ciekawe jakby skończyła Temari, gdyby i ją pojmano. No i najbardziej zastanawiam się, co z Gaarą??
    Kankuro robi za błazna? Uwłaczające :( Biedaczyna… On może błaznować sam z siebie, ale zmuszanie go do tego, to już szczyt! Jak dla mnie, może być z nim więcej scen ;) Ogólnie z rodzeństwem no Sabaku.
    Hmm… no i to chyba by było na tyle.

    Ogólnie bardzo podoba mi się wygląd bloga. Zakładki mogłybyście bardziej rozwinąć, bo odniosłam wrażenie, że są zrobione bardziej dla autorek, aniżeli dla czytelników xD No i ja rozumiem, że to ma być przede wszystkim dobra zabawa dla Was, ale jako czytelniczka chętnie dowiedziałabym się czegoś więcej z tych ciekawostek, opowiadanie, czy nawet o samych autorkach ;)

    Tak, czy inaczej, będę Was obserwowała i mam nadzieję, że informacja o kolejnym rozdziale niebawem do mnie dotrze ;>

    Pozdrawiam! I oczywiście życzę Weny i niegasnącego zapału!

    OdpowiedzUsuń
  9. Pomysł na opowiadanie bardzo ciekawy, a po pierwszym rozdziale jestem w stanie stwierdzić, że mi się podoba. Mało czytam blogi prowadzone grupowo, ponieważ po kilku się zraziłam (notki były strasznie niespójne), ale po wejściu tutaj, postanowiłam zaryzykować.
    Szablon jest śliczny. Obserwuję bloga i z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały.

    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  10. o jaa *.*
    chcę więcej! i to już;d
    Genialny pomysł i biedna Temari!
    Ino mi nigdy nie pasowała do Shikamaru.. zrobicie coś z tym, nie?;d
    Ciekawi mnie jaka rolę (i czy w ogóle jakąś ..) będzie miała Sakura? (Bo ja ja tak lubie<3 ) i co z moim Sasuke?;d
    Nie mogę sie doczekać!
    Weny wszystkim życzę:*
    Nami

    OdpowiedzUsuń
  11. Epicki rozdział <3 Szkoda że dopiero dzisiaj dowiedziałam się o tym blogu =.='' Nie mogę się doczekać następnego rozdziału :D

    OdpowiedzUsuń
  12. Linka do bloga dostałam już dawno, ale cóż Ronny jest tak mało zoorganizowana, że dopiero teraz miałam szanse zabrać za rozdział.
    Pierwszy raz kiedy tu zajżałam, nie byłam czy blog przypadnie mi do gustu. Nie jestem zagożałą fanką czasów cesarza, historia to nie moja strona. Lecz genialność tego bloga przechyla szalę. Bardzo mnie cieszy, że jest tu paring ShikaTema, uwielbiam ich. Jest też Itachi. Piszecie tego bloga w szóstkę, każdy szczegół musi się zgadzać, zwłaszcza takie czasy jakie wy sobie dobrałyści i jest tam dużo akcji. Inponujące, naprawdę podziwiam was za to. Do tego fakt, chyba najważniejszy czyli autorki. Miku i chesteczka wiem, że obie piszą świetne blogi, których fanką jestem. Co do reszty, nie miałam przyjemności jeszcze bliżej zapoznać się z ich twórczością, ale napewno tam kiedyś zajrzę. Kankuro, błaznem, o jak ta rola do nigo genialnie pasuje. Ciekawa jestem co z Gaarą. Za nim zapomnę, w tekście z perpektywy Temari, zdaje mi się, żę pojawił się moment gdzie zamieniłaś na powrót na 3 osobę, jedno chyba słowo. Tak chciałam, dopisać, żeby nie było że was tylko chwale. Ino i Shikamaru, zaręczeni? Wierze w waszę dobre serce i mam taką 99.9% pewność że ShikaTema będą razem, więc się tym nawet nie przejmę. Fajnie ci wyszła ta rozmowa Kan Tem, zresztą ja w ogóle uwielbiam całe rodzeństwo No Sabaku. U mnie jest prawie północ a jutro szkoła, tak więc kończę swoją kompromitację zwaną komentarzem. Duuuuuuużo weny, powodzenia i trzymam kciuki za tego bloga.

    OdpowiedzUsuń
  13. po pierwsze - fajowy szablon
    po drugie - zapowiada się bardzo ciekawa historia
    po trzecie - ciesze się że piszesz
    po czwarte - nie mogę się doczekać co się stanie dalej
    życzę weny : )

    OdpowiedzUsuń