Oczami Shikamaru:
- Ależ to jest upierdliwe - skwitowałem tuż po wyjściu z
sali obrad, poprawiając chaotycznie zawiązaną yukatę. Na samo wspomnienie jakże
nieprzyjemnego spotkania z cesarzem czułem przeszywającą mnie gęsią skórkę. Co
jak co, ale ten typ przyprawiał mnie o odruchy wymiotne, a rosnąca
częstotliwość spotkań z nim zdecydowanie nie wróżyła dobrze dla mojego żołądka.
Leniwym spojrzeniem zlustrowałem strażników pilnie
strzegących Madary i mniej wartościowe osoby zamieszkujące pałac. Do tych mniej
wartościowych osób, zdecydowanie zaliczałem się ja. Prawie nic nie warty Nara
Shikamaru, któremu z pokolenia na pokolenie przypadło zadanie doradzania władcy
i jego pachołkom. I czy to nie było upierdliwe? A owszem! Zwłaszcza, gdy weźmie
się pod uwagę jakże istotny fakt, iż moje zdanie nie liczyło się tak bardzo,
jak mojego szanownego ojca. Jeszcze bardziej upierdliwe… Ale to nie wszystko,
oj nie. Najbardziej irytowało mnie to, że już niedługo miałem zastąpić ojca w
jego jakże “chwalebnej” roli. A mało kto chciał słuchać rad osiemnastolatka,
który na dodatek w ich mniemaniu nie wiedział nic na temat prawdziwego życia. I
jak ja miałem tutaj normalnie funkcjonować?!
Ciężkie
westchnięcie wydobyło się z mojej krtani, gdy tylko przekroczyłem należące do
mnie progi zachodniej części cesarskiego pałacu.
Choji, będący moim wiernym przyjacielem już od kilku lat,
cały czas szedł tuż za mną. Zasunął szczelnie drzwi, upewniając się wcześniej,
czy aby na pewno nikt nie podążał za nami. Gdy mój kompan przytaknął delikatnym
skinięciem głowy, opadłem na pokaźny fotel, wypuszczając z płuc większą ilość
powietrza.
-
Jeśli nadal będziesz się upierać, że on wcale nie jest upierdliwy, to chyba
będę musiał coś ci zrobić - mruknąłem ze zrezygnowaniem, opierając twarz na
otwartej dłoni.
-
Dla ciebie wszystko jest upierdliwe - usłyszałem w odpowiedzi od mojego
kompana, który już po chwili wyciągnął ręce w kierunku przypominającego
szwedzki bufet stołu. Kątem oka obserwowałem jego poczynania, nie potrafiąc
pojąć, jakim sposobem był on w stanie pomieścić tyle jedzenia w swoim brzuchu.
- Ale masz rację - podjął po chwili, gdy przełknął większy kęs jedzenia. - To
zaczyna się robić trochę upierdliwe, zwłaszcza że…
Wiedząc
co chcę powiedzieć, posłałem mu pośpiesznie ostrzegawcze spojrzenie. W końcu
nie wiadomo, kto mógł nas podsłuchiwać. A do niemiłych niespodzianek nie
zamierzałem dopuścić w najbliższym czasie. Póki co było za wcześnie na
jakiekolwiek kłopoty. Na wszystko jeszcze przyjdzie pora.
-
Mówiłem - skwitowałem beznamiętnie, spoglądając na niedokończoną partię shogi
. - I raczej prędko się to nie zmieni - warknąłem rozdrażniony, przypominając
sobie wydarzenia sprzed kilku miesięcy. To wtedy… to wtedy dokonałem rewolucji
w swoim życiu. Rewolucji o której wiedzą zaledwie nieliczni. Rewolucji, która
najprawdopodobniej wywróci życie nie jednej osoby jeszcze do góry nogami. Ale z
drugiej strony mała cząstka mnie wolała, żeby było tak jak dawniej. By mój,
nasz sensei nadal żył. Gdyby nie to, byłem pewien, że nadal nie byłbym świadomy
tego co się dzieje za bramami pałacu. Okrutna prawda uderzyła we mnie tuż po
śmierci Asumy. Początkowo, nie łatwo byłoby mi to zaakceptować.
-
Nie marudź, Shikamaru - wymlaskał z pełnymi ustami Chouji.
-
Nie marudzę - odparłem oburzony jego komentarzem, wzruszając ramionami i
udając, że nie wiem o co mu dokładnie chodzi. - Ja jedynie stwierdzam fakty.
Mój
wierny kompan machnął dłonią, po czym nie omieszkał mnie skwitować krótkim
“tak, tak”.
Pokręciłem
głową z dezaprobatą, wyciągając prawą dłoń w stronę planszy shogi, gdy niespodziewanie
do pomieszczenia weszła wysoka, odziana w luksusowe kimono blondynka. Jej
wejście smoka, przysporzyło mnie niemal o palpitację serca.
-
Ino… - mruknąłem, upominając ją tym samym.
-
Wiem, przepraszam - odparła, doskonale zdając sobie sprawę ze swego występku,
którego, notabene, dopuściła się już niejednokrotnie. - Ale mam to czego
chciałeś - dodała pośpiesznie, spoglądając na mnie swoim zadziornym uśmiechem,
który mógł oznaczać tylko jedno.
Wyciągniętą
ręke niemal od razu skierowałem w jej kierunku, prosząc o pakunek, który
niezwłocznie mi przekazała. Zacisnąłem mocno palce wokół zapieczętowanego
zwoju, intensywnie mu się przyglądając.
-
Zapisałam wszystko co mi kazałeś - szepnęła poważnym tonem, bacznie lustrując
lazurowymi tęczówkami moją osobę.
Przytaknąłem
w odpowiedzi, będąc jej ogromnie wdzięcznym za to co robi. Jeszcze do niedawna
nie wątpiłbym w nią ani przez chwilę - w końcu znam ją tak długo jak Chojiego -
jednak teraz nie mogłem być do końca pewny jej intencji. Ostatnio wszystko się zmieniło
i to za sprawą nie kogo innego, jak naszych rodziców. Do teraz przeklinam w
myślach tę przeklętą kolację, w której uczestniczyły nasze rody.
Teraz wiedziałem, że to nie była zwykła przyjacielska wieczerza. To było coś
więcej. Coś, czemu nie potrafiłem się sprzeciwić. W końcu postawienie
się mojej matce było czystą głupotą, zupełnie jak zanegowanie decyzji cesarza.
Tamtego feralnego dnia moja przyjaciółka z dzieciństwa,
przemieniła się w moją narzeczoną.
- Dzięki - powiedziałem po dłuższej ciszy, która się aż
prosiła, by ją przerwać.
Choji - wiedząc, że nasze relacje były ostatnio dość
napięte - starał się nie mieszać do rozmowy, co dodatkowo mnie irytowało.
Zupełnie jakbym nie miał wystarczająco dużo upierdliwych sytuacji na głowie.
- Powiesz mi wreszcie, co robisz z tymi wszystkimi informacjami, które dla ciebie spisuje po każdej naradzie? - zapytała mnie z brwią uniesioną wysoko. Spojrzałem na nią
wymownie, doskonale zdając sobie sprawę, że ten gest nigdy nie oznaczał niczego
dobrego.
- Dowiesz się w swoim czasie - odparłem bezinteresownie,
chowając zwój w specjalnej kieszonce ukrytej w Yukacie, którą Ino dla mnie
wszyła.
- Nara Shikamaru - wycedziła, układając dłonie na swych
biodrach i nachylając się subtelnie nade mną.
Kolejny
zły znak.
Dzięki mowie jej ciała, wiedziałem, że chciała zmusić
mnie do mówienia. Ale nie zamierzałem się przed nią ugiąć. A przynajmniej nie chciałem tego
robić.
- Nie bądź upierdliwa, co Ino? - spytałem sarkastycznie,
wstając leniwie z wygodnego fotela, w którym już nie raz udało mi się
zdrzemnąć. Swe kroki mimowolnie skierowałem do rozsuniętego okna, przez które
wpadało świeże powietrze. Zamyślonym wzrokiem staksowałem uważnie
rozprzestrzeniającą się przedemną Konohe, a zwłaszcza rzekę, która przedzielała
cesarstwo niemalże na pół. Rzeka, która w obecnej chwili przysparzała
samych kłopotów, a wszystko przez dwie zwaśnione strony.
- Choji jak wyglądają relację pomiędzy Taki no Namida*
a Nezumi no Kuso*? - spytałem wyciągając w miedzy czasie z pozłacanej
klatki jastrzębia, którego zaraz pogłaskałem po grzbiecie. - Wiesz gdzie lecieć
- powiedziałem szeptem do zwierzęcia, wiedząc, że tuż za mną Choji próbuje na
siłę przełknąć jedzenie, by móc odpowiedzieć na moje pytanie. Ruszyłem
subtelnie ręką, a jastrząb wzbił się w powietrze, kierując się w dobrze znanym
sobie kierunku.
- Napięte jak zawsze - powiedział wreszcie członek klanu
Akimichi. - Ponoć ostatnio znowu doszło do scesji pomiędzy nimi. Ale jak
powszechnie wiadomo, Madara nie zawraca sobie nimi głowy.
Westchnąłem ciężko, nachylając się nad balustradą, a
głową zaraz zacząłem kręcić w dezaprobacie.
- Ci idioci leją się nawzajem, a Madara śmieje się im w
twarz. Po prostu pięknie - skwitowałem krótko lecz treściwie. - Ich głupota nie
zna granic.
- Tak samo jak i twoja - wtrąciła hardo Ino, przerywając
tym samym mój długo zapowiadający się monolog, w którym niejednokrotnie
planowałem podkreślić jakie to wszystko jest upierdliwe. - Dzisiaj jest ostatni
raz, gdy spisywałam dla ciebie cokolwiek, od teraz radź sobie sam - powiedziała
ostro.
Zerknąłem na nią przez ramię. Widziałem jak kieruje się w
stronę wyjścia, gdy niespodziewanie zatrzymała się w miejscu i skrzyżowała ze
mną swój wzrok.
- Ahh, zapomniałabym. Twoja mama kazała ci przypomnieć,
że jutro masz się u niej stawić, gdyż krawcowe mają przyjść. Więc radzę ci się
przygotować na długie godziny pomiarek i innych pierdół - dodała z
rozbawieniem, przyglądając mi się zadziornie, po czym wyszła, zasuwając za sobą
głośno drzwi.
- Co za wredna, irytująca i upierdliwa kobieta -
wycedziłem, wracając do środka i wykrzywiając co chwilę usta.
- Nie zapominaj, że niedługo zostanie twoją żoną -
przypomniał mi Choji, za co miałem najszczerszą ochotę go udusić.
- Zamiast przybijać kolejny gwóźdz do mojej trumny,
powinieneś pomóc mi się z niej wydostać - zaprotestowałem, ponownie instalując
się w pokaźnym fotelu. Z całej tej frustracji, chwyciłem za fajkę nabitą
tytoniem i zaraz zacząłem ją palić, kontemplując uważnie nad wydarzeniami
ostatnich dni.
- Czemu po prostu nie powiesz im wszystkim, że nie chcesz
tego ślubu? - zapytał zdawkowo Akimichi bacznie się mi przyglądając
- Żeby moja matka rozpętała istny armagedon? Nie, dzięki -
skwitowałem bezinteresowanie wiedząc, że najgorsze dopiero przede mną. I to nie
w postaci rodzicielki, a innej upierdliwej kobiety.
- Armagedon to dopiero będzie - zaśmiał się prosto w moją
twarz. - I oboje dobrze wiemy, że nie mówię teraz o twojej mamie.
Szczerze?
W tej chwili miałem ochotę dać mu porządnego kopa w ten
jego zdrowo pulchny tyłek, jak sam mówił i
wyprosić go z moich kwater. Ale jeden jakże ważny fakt powstrzymywał mnie przed
tym. To był mój najlepszy przyjaciel, psiakrew! Nie mogłem mu tego zrobić! I
sobie przy okazji też nie.
- Nie chcę o niej słyszeć - skwitowałem wykrzywiając usta
w charakterystycznym grymasie. Jeszcze tylko tego brakowało, by Choji zaczynał
kolejny niewygodny dla mnie temat.
Niespodziewanie do pomieszczenia wleciał ten sam
jastrząb, którego zaledwie kilka minut temu wypuściłem. Zmarszczyłem brwi,
niespodziewając się aż tak szybkiej odpowiedzi, a widząc czerwoną wstążkę w
dziobie ptaka, ponownie wstałem ze zbyt wygodnego fotela.
Już po chwili na moich ramionach znajdował się czarny
płaszcz.
- Wiesz co robić - zwróciłem się do przyjaciela, który
nastęnie przytaknął.
- Jak zawsze, kapitanie. Będę robić co do mnie należy -
skwitował ze śmiechem, a swe pulchne dłonie ponownie zaczął kierować w stronę
stołu wypełnionego jedzeniem. - Pozdrów. Wiesz kogo - dorzucił jeszcze, gdy
dostrzegł jak podchodzę do pozłacanego posągu smoka, który był mniej więcej
mojego wzrostu. Palcami dotknąłem drobnego guzika, mieszczącego się tuż za
uchem i zrobiłem krok w tył, a ogromnych rozmiarów rzeźba odsunęła się w bok.
Moim oczom zaraz ukazał się wąski przesmyk i pogrążony w ciemnościach tunel.
Lewą dłonią chwyciłem za materiał od kaptura, zarzucając
go na głowę, a następnie złapałem za wcześniej przygotowaną pochodnię
zawieszoną na obskórnej ścianie, ukrytej przed wzrokiem zwykłych, nieproszonych
osób. Po odpaleniu płomienia od świec stojących nieopodal i ociekących woskiem,
posłałem Chojiemu porozumiewawcze spojrzenie, a następnie wszedłem w tunel, nie
odwracając się ani razu za siebie, gdyż doskonale wiedziałem, że ujrzę bladnące
światło, aż do jego całkowitego zaniknięcia.
Wolnym krokiem szedłem przez tunel, w którym jedynym
źródłem światła była pochodnia. Wilgotność powietrza nasilała się, powodując,
iż moje gardło przypominało niezamieszkane pustkowia, ogarnięte suszą.
Przełknąłem ślinę, chcąc mieć to spotkanie jak najszybciej za sobą, by móc
wrócić do swoich kwater, w których obecnie czatował Choji. Niefortunnie
by było gdyby ktoś przyszedł po mnie, niezastając mnie tam gdzie powinienem
być. A mój przyjaciel robił za idealną przykrywkę. Mieszkając w pałacu,
człowiek czasami czuł się jak jego wiezień, którzy notabene znajdowali się w
lochach kilkanaście
pięter niżej. Każdy kto zamieszkiwał to
przeklęte miejsce, musiał liczyć się z tym, iż jego “wielmożność”, może chcieć
akurat z tobą się rozmówić o każdej porze dnia i nocy. Wszelkie wycieczki poza
pałac musiały być zatwierdzone przez niego, albo któregoś z jego pachołków, na
przykład przez takiego dryblasowatego Kabuto. Na samą myśl, po raz kolejny
zrobiło mi się niedobrze. I o dziwo nie za sprawą Madary, a Yakushiego.
Westchnąłem ciężko, kręcacąc przy okazji z dezaprobatą głową, a już po chwili
dostrzegłem tlące się tuż przedemną światło. Nieznacznie zwolniłem swe tępo,
doskonale wiedząc, kto na mnie czeka w niedalekiej pieczarze.
- Zawsze wiedziałam, że do dżentelmena ci daleko -
zaczęła, występując z zaułka. - Gdy dama czeka, mężczyzna powinien biec do niej
na skrzydłach, a nie ślimaczyć się jak ostatni piechur.
Przymknąłem powieki, słysząc jej jakże wnerwiające słowa.
- Irytująca jak zawsze - stwierdziłem bez najmniejszych
ogródek, ściągając z głowy z gracją kaptur.
Temari stanęła mi naprzeciw, krzyżując ręce na piersi.
Uśmiechnęła się w ten specyficzny dla siebie sposób, którego się obawiałem i
którego szczerze chciałem uniknąć przy każdym spotkaniu - oznaczał bowiem jej
zły humor, który był z kolei najgorszym omenem dla mnie.
- A myślałam, że upierdliwa - dogryzła, spoglądając na
mnie z wyższością.
- To też - skwitowałem, wzruszając beznamniętnie
ramionami. Przysiadłem gdzieś na skale, w ręce cały czas trzymając tlacą się
pochodnie. - Mam ważne informacje i trzeba działać szybko - dodałem poważnym
tonem, spoglądając na nią z zaciętością.
Zmrużyła nieznacznie oczy, dając mi tym znak, że skupia
się na sprawie.
- Blondyneczka przemyciła nowe plotki? - spytała z lekką
drwiną. Nigdy szczególnie nie przepadała za Yamanaką, na czym najbardziej
cierpiałem ja.
- Coś w tym stylu - odparłem, wyciągając ze specjalnej
kieszeni zwój, który następnie jej wręczyłem. - Jednak tym razem ploteczki są
nie byle jakie - dodałem, nawiązując z nią kontakt wzrokowy.
Chwilę
wahała się, jakby ważąc prawdziwość moich słów, po czym odwinęła rulonik. A jej
brwi zbliżały się ku sobie z każdą kolejną przeczytaną linijką.
- Całkiem niebezpieczne te ploteczki - przyznała,
spoglądając na mnie z uznaniem. - Blondyneczka się spisała. Itachi wyśle kogoś,
żeby to sprawdził.
Spoglądałem na nią przez chwilę z kamiennym wyrazem
twarzy, uważnie lustrując jej twarz i analizując w głowie słowa, jakie wydobyły
się z jej krtani.
-
Czyżbyście wątpili w moje informacje? - wypaliłem niespodziewanie, w myślach
ponownie powtarzając, jak bardzo to wszystko jest upierdliwe.
- Twoje? - mruknęła zadziornie, zbliżając się do mnie na
krok. Strzepnęła z mojego płaszcza wyimaginowany pyłek, następnie błądząc
palcem dalej. - Ty jesteś wiarygodny. Ja po prostu nie ufam blondynkom.
Nie potrafiłem się powstrzymać od parsknięcia śmiechem,
słysząc jej komentarz.
- Nie wiem czy zauważyłaś, ale też jesteś blondynką -
odparłem z rozbawieniem, a swój wskazujący palec zaraz oplotłem luźnym
kosmykiem jej włosów.
Uśmiechnęła się psotnie.
- Nie powinieneś wrzucać mnie do jednego worka z tą
damulką - zagroziła łagodnie, odtrącając mnie lekko. - Sądziłam, że przez te
lata zdążyłeś się nauczyć, że zdania kobiet się nie kwestionuje. Że mojego
zdania się nie kwestionuje.
- Zdania kobiet się nie kwestionuje - powtórzyłem pod
nosem jej słowa, wzdychając ciężko. - Doskonale wiesz, że nigdy nie kwestionuję zdania kobiet, a zwłaszcza twojego - mruknąłem, nie przerywając z nią kontaktu
wzrokowego.
Zresztą
nawet nie byłem w stanie sprzeciwić się żadnej kobiecie, a zwłaszcza mojej
matce, czy Temari. I pewnie dlatego byłem teraz w takiej, a nie innej
niefortunej pozycji. Doskonale wiedziałem, że gdy kobieta stojąca naprzeciwko
mnie dowie się o moim planowym ożenku, wpadnie w istną furię. Dlatego też
lepiej by się prędko nie dowiedziała, gdyż chciałem jeszcze trochę pożyć.
-
Gdybym tylko mógł, wszystko byłoby o wiele łatwiejsze - szepnąłem, ponownie
dotykając jej kosmyka włosów.
Temari zerknęła niepewnie na moją dłoń, po chwili wstrząsając
lekko głową i wyswobadzając blond pukiel z moich palców. Nie powinienem
spodziewać się po niej innej reakcji, a mimo to poczułem pewnego rodzaju zawód,
kiedy cofnęła się o kolejny krok.
- Czyli plany znajdują się w burdelu? - podjęła ponownie
temat zwoju, przeczesując dłonią do niedawna trzymany przeze mnie kosmyk.
-
Tak - stwierdziłem niemrawo. - Wszystko tam ukrył. Cały plan odnośnie próby
zniszczenia slumsów i kłopotliwego dla niego rodzeństwa - powiedziałem,
najprawdopodobniej recytując zawartość zwoju. - Za pięć dni Madara wyjeżdża,
wraz z kilkunastoma osobami, przez co ochrona burdelu nie będzie aż tak
doskonała - dodałem, wątpiąc by i to było spisane przez Ino. W tamtym momencie
została wyproszona przez Madarę, który stwierdził, że przy reszcie narady będą
uczestniczyć sami mężczyźni. Jej mina na słowa cesarza była bezcenna. - No i ta
dostawa. Zdążycie się przygotować? To przecież już pojutrze.
Temari
na mój niepokój jedynie uśmiechnęła się triumfalnie.
-
Nie pytaj o rzeczy oczywiste.
- Tylko się upewniam - mruknąłem pod nosem, wzruszając
ramionami. - W końcu, jeśli zdobędziecie choć trochę zawartości tego statku, to
bez problemu poradzicie sobie z Sasuke i jego bandą łachudrów. A co do Madary,
najlepiej byłoby uderzyć pod jego nieobecność - zaproponowałem, doskonale
wiedząc, że wtedy bojowa gotowość wojska i jego morale będą dość niskie.
- Przekażę Itachiemu, ale nie obiecuję, że podejmie
jakieś kroki, jeśli chodzi o burdel. Ostatnio zrobił się bardziej ostrożny,
odkąd Madara zapowiedział czystkę w slumsach. - Zmarszczyła brwi, odchodząc
nieco w głąb korytarza. Stukając palcami o swoje ramię, spojrzała na mnie z
ukosa. - Podsłyszał gdzieś w spelunie plotkę, że cesarz próbuje wykryć w swoich
szeregach szpiega. Ma wątpliwości, czy nie daje nam jakiejś podpuchy.
Przygryzłem
dolną wargę w poddenerwowaniu. Co jak co, ale nie zamierzałem dać się mu
złapać. Gdy nadejdzie odpowiednia pora, sam go poinformuję o swoim
szpiegostwie. Już wyobrażałem sobie satysfakcję, z wystrychnięcia na dudka
wielkiego Madary. Jednak nawet ja wiedziałem, że to nie przyjdzie łatwo.
Jeszcze sporo mi brakuję do tego momentu, ale wreszcie go osiągnę.
-
Przyjrzę się tym pogłoskom.
No
Sabaku przytaknęła z powagą. Nie lubiła ryzyka, o czym doskonale wiedziałem -
tak samo jak o tym, że gdybym nie zapewnił jej o zamiarze sprawdzenia plotek,
zapewne sama by na mnie to wymusiła. Znałem ją już na tyle dobrze, by uchronić
się przed jej władczością.
-
Doskonale - przytaknęła, naciskając jakiś punkt na ścianie, a wtedy ta
odchyliła się nieznacznie. Pchnęła lekko zaporę, rzucając mi jeszcze jedno
spojrzenie przez ramię. - Widzimy się na statku?
Rozchylałem
właśnie usta by udzielić jej negatywnej odpowiedzi, gdy niespodziewanie do
naszych uszu doszedł dźwięk kolejnych kroków, które notabane dochodziły z tej
samej strony, z której przybyłem. Zmarszczyłem brwi, a czując czychające
zagrożenie, czym prędzej chwyciłem Temari za rękę i pociągnąłem ją w głąb
podziemi. No Sabaku intuicyjnie zamknęła za nami przejście.
-
Coś czuję, że pogłoski są jednak prawdziwe, Nara - zaczęła, spoglądając na mnie
z niepokojem. - Czyżbyś miał ogon?
Pierwsze
co przeleciało mi przez myśli, to imię mojego najwierniejszego kompana. Jeśli
coś by mu przytrafiło z mojej winy, nigdy bym sobie tego nie darował. Musiało
być inne wytłumaczenie. Tylko jakie?
Myśl,
myśl Shikamaru! Wrzeszczałem w głowie, próbując dojść do jakiegoś racjonalnego
rozwiązania.
-
Mam nadzieję, że nie - warknąłem rozdrażniony, idąc tuż za nią. - Jak stąd
teraz wyjść?
-
To zależy jeszcze gdzie chcesz wyjść - zadrwiła ze mnie, doskonale wiedząc, że
nie miałem nawet pojęcia, gdzie się teraz znajdowałem. Jednak widząc moją
zirytowaną minę, uśmiechnęła się enigmatycznie pod nosem, kontynuując: -
Szanowny skryba władcy był kiedyś w slumsach?
Spojrzałem
na nią swym przenikliwym spojrzeniem.
-
Byłem - odparłem chłodno, przymykając powieki.
Raz.
Tyle razy moja noga stanęła poza obrzeża pałacu. I to wtedy zginął mój sensei. Na samo wspomnienie tego dnia, zacisnąłem mocno
dłoń, a paznokcie wbiły się w skórę, powodując, iż delikatne ciurki krwi
pojawiły się pomiędzy knykciami.
Temari skręciła w lewo, a ja jak cień podążyłem
za nią. Widziałem, jak zerknęła na mnie jakby z niepokojem, jednak nie
skomentowała mojej reakcji. Wiedziała o śmierci Asumy jako jedna z nielicznych,
w końcu to ona pomogła mi wtedy uciec.
- To teraz ponownie będziesz miał okazję zawitać
w te urocze progi. To najbliższe wyjście z podziemi.
Skinąłem niemrawo głową.
- Jak długo zajmie mi dojście do pałacu? -
spytałem, wbijając swój wzrok w jej plecy.
- Nie dłużej niż dojście z tej twojej pałacowej
klitki, do pałacowego kibla - zadrwiła. Ale co mogłem poradzić, że cesarski dom
był tak ogromny?
Wywróciłem teatralnie oczami, słysząc jej jakże
ironiczną i upierdliwą odpowiedź.
- Dobra, dobra poradzę sobie sam - skwitowałem,
wzruszając ramionami.
Szturchnęła mnie, uśmiechając zadziornie. Gdybym
jej nie znał, powiedziałbym, że chce mi zrobić na złość, jednak ona jedynie
chciała mi w ten sposób dodać otuchy. Nigdy by się jednak do tego nie
przyznała.
- Zgubiłbyś się po pięciu metrach i to ja bym za
to dostała burę od Itachiego. - Wytknęła mi język. - Bądź co bądź, nadal jesteś
naszym cennym szpiegiem, więc szkoda by było cię pozostawić na pastwę szczurów.
Uśmiechnąłem
się do niej zadziornie.
- Dobrze wiedzieć. A co do statku, nie wiem czy
będę na nim obecny - odpowiedziałem na jej wcześniejsze pytanie, które zostało
zakłócone przez nieproszonego gościa. W końcu moja obecność na statku byłaby
czystą głupotą i ona doskonale powinna o tym wiedzieć. Jednak mimo wszystko
zadała to pytanie. - Jeśli ludzie Madary mnie dostrzegą, będzie po mnie. Plan
Itachiego również ucierpi.
- Racja - odparła głucho. Doszliśmy do jakiegoś
ślepego zaułka i przez sekundę pomyślałem, że Temari musiała zgubić drogę. Już chciałem
zwrócić jej na to uwagę, kiedy zobaczyłem, jak maca dłońmy ścianę. Po dłuższej
chwili w lewym dolnym rogu coś chrzęsnęło pod naporem jej palca i z muru
wyskoczyła wajha. - I tak tylko byś zawadzał i plątał się pod nogami. Nie
potrzebny mi chłopiec do niańczenia.
Powinienem się już przyzwyczaić do jej zaczepek,
jednak i tak jej słowa mnie lekko rozjuszyły. Kiedy pociągnęła za wajhę i
jakimś cudem otworzyła kolejne przejście, bez zastanowienia przeszedłem przez
nie.
- Więc po co pytasz? - fuknąłem, wywracając
oczami i krocząc wolnym krokiem przez ciemny tunel, który dla mnie był czymś
nowym. Wilgotność powietrza stężała jeszcze bardziej. A gdy przejechałem dłonią
po gołych kamieniach, odkryłem iż ściany robiły się coraz bardziej mokre,
jakbyśmy znajdowali się pod rzeką. Ale to chyba nie było możliwe, prawda?
Temari nagle przystanęła, spoglądając na mnie z
nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Na końcu korytarza znajduje się drabina -
zaczęła, zamiast odpowiedzieć na moje pytanie. - Na ich szczycie będziesz
musiał podnieść głaz. Jest dość ciężki, ale powienieneś sobie z nim poradzić.
Na zewnatrz idź na prawo od rzeki, a dojdziesz do wyjścia ze slumsów. Za mostem
odbijesz na lewo od burdelu i dalej już chyba znasz drogę. - Odwróciła się na
pięcie, nie pozwalając mi się nawet wtrącić. Po kilku krokach rzuciła w moją
stronę krótkie “Do następnego”, po czym zniknęła za tajemnym przejściem, a moim
oczom ponownie ukazał się jedynie zwykły ślepy zaułek.
Następne
ciężkie westchnięcie wydobyło się z mojej krtani. Po raz kolejny nasze
spotkanie nie przebiegło tak jakbym to sobie zaplanował. Zawsze coś musiało
pójść nie tak. Właściwie zacząłem się już przyzwyczajać, że nie potrafię z
Temari porozmawiać na inny - równie ważny jak sprawy slumsów, braci Uchiha czy
cesarza - temat. Jednak słowa “zaplanowali mi ożenek” upierdlilwie nie chciały
mi przejść przez gardło, za co już nie pierwszy raz na siebie kląłem.
Lekko
przyspieszonym krokiem kroczyłem przez korytarz i tak jak powiedziała Temari,
tuż na jego końcu znalazłem starą, pordzewiałą drabinę, która w sporej części
była obrośnięta mchem. Już po chwili wspinałem się po jej szczeblach, a
napotykając na swojej drodze wspomniany głaz, napiąłem mięśnie i przy użyciu
ogromnej siły, zacząłem go przesuwać. Temari miała stuprocentową rację - głaz
ważył. Z trudem udało mi się przesunąć go na tyle, by móc wydostać się z
podziemi. Oczywiście przed wyjściem upewniłem się czy czasami strażnik nie
czaił się gdzieś za rogiem. Ku mojemu szczęściu nikogo z armii cesarza nie
było, dzięki czemu już zaledwie po chwili mogłem wtopić się w skromny tłum
mieszczan, którzy wędrowali właśnie po Konosze. Podążałem za wskazówkami Temari,
dzięki którym już po chwili byłem w stanie dostrzec na horyzoncie piętrzący się
cesarski pałac. Z tej perspektywy musiałem przyznać, iż miejsce zamieszkania
Madary wygląda imponująco, aż przystanąłem w miejscu na dłuższą chwilę uważnie
przypatrując się typowej japońskiej architekturze. Zapewne w dzień pałac
wyglądał jeszcze bardziej imponująco. Ale tego jeszcze nie byłem w stanie
ocenić. Może któregoś dnia… Jednak póki co nic nie zapowiadało na moje rychłe
opuszczenie pałacu w dzień.
Wznowiłem
krok, pozostawiając za sobą Jinsei no Kawa* i pilnując by czarny płaszcz
szczelnie zakrywał moją sylwetkę, od razu skierowałem się zabłoconymi uliczkami
w stronę mojego obecnego miejsca zamieszkania. Modliłem się by przez przypadek
nie natknąć się na któregoś z żołnierzy, gdyż wtedy musiałbym się solidnie
tłumaczyć. A i tak najprawdopodobniej żadna wymówka nie zagwarantowałaby mi
bezpieczeństwa. Póki co cały czas główkowałem, jakby tu się wedrzeć ponownie na
teren pałacu, bez alarmowania straży czy też patrolu.
Ciemnymi
tęczówkami uważnie taksowałem część wioski po której obecnie beztrosko się
przechadzałem. Z położenia geograficznego wiedziałem, że muszę znajdować się
jeszcze w małej dzielnicy zwanej pospolicie Sakura no Shibon*. Rok w
rok, gdy nadchodzi wiosna z pałacowych balkonów dokładnie można dostrzec, jak
drzewa wiśni kwitną. Musiałem przyznać, że było tu dość ładnie. A wszystko
przez drzewa z różowymi kwiatami, które dodawały temu miejscu uroku.
Ale gdy tylko spojrzałem w bok wszelaki urok
prysnął niczym bańka mydlana. Stare, popruchniałe budynki, które bez wątpienia
zagrażały życiu ich mieszkańców. Powybijane szyby. Dzieciaki biegające w
poobdzieranych łachach. To nic nowego w starej, zamieszchłej Konosze.
Aczkolwiek gdy pierwszy raz ujrzałem ten widok, byłem w istnym szoku. W końcu
nie tego nas uczyli w specjalnej pałacowej szkole. Wszystko miało być pięknie i
cudownie. A podwładni cesarza mieli żyć w zgodzie i w dostatku. Jednak prawda
daleko odbiegała od szkolnych nauk, czy też tego co przez lata było mi wbijane
do głowy.
Stęchlizna unosząca się w powietrzu drażniła
moje nozdrza odkąd tylko wyszedłem z podziemi. Powietrze dostępne kilkanaście
metrów pod ziemią było o wiele przyjemniejsze od tego, którym w tej chwili dane
mi było oddychać.
Wolnym krokiem zbliżałem się ku mostowi, który
zaraz miał zabrać mnie na drugą stronę rzeki. Jednak niespodziewanie
dostrzegłem dziewczynę śpiącą tuż pod nim. Zmarszczyłem brwi w zdziwieniu i
ponownie przystanąłem, przyglądając się jej z oddali. Nagle w moich oczach pojawiło
się pewnego rodzaju zafascynowanie spowodowane jej kosmykiem włosów, który
opadł na jej śpiącą twarz. Jego róż idealnie komponował się z kolorem płatków
kwiata wiśni, których było w około pełno. Wtedy mała kapucynka znalazła się tuż
przy dziewczynie i odruchowo zasłoniła bardziej jej twarz, jakby wyczuwając, że
ktoś się jej przygląda.
Westchnąłem ciężko i ponowiłem swój krok.
Niestety, ale nie byłem w stanie jej zbytnio pomóc. Nie teraz. Nie jako skryba
i przyszły doradca Madary. By móc w jakikolwiek sposób pomóc podwładnym cesarza
musiałem stać się kimś ważniejszym, innym, a na to póki co nie miałem
wystarczająco odwagi. Wystarczy, że zdecydowałem się być szpiegiem Itachiego.
Ba! Nawet sam mu to zaproponowałem. I moja jedyną w tej chwili nadzieję pokładałem
właśnie w starszym z braci Uchiha, gdyż młodszy z nich był patałachem.
Przechodząc przez most spojrzałem w stronę
żurawia znajdującego się po lewej stronie. Miałem ogromną nadzieję, że statek
nie dopłynie do widocznej przystani, a drewniany żuraw nie podejmie się
rozładunku jego zawartości. Gdyby tak się stało, Konoha bez wątpienia znacznie
by ucierpiała.
Po drugiej stronie rzeki życie wyglądało już
zupełnie inaczej. Nie było aż tak rzucającej się w oczy biedy. Jednak ku mojemu
niezadowoleniu ilość straży była podwojona, przez co musiałem spuścić wzrok, by
zbytnio nie rzucać się w oczy. W mojej głowie nadal toczyła się batalia, jakim
oto sposobem mam przedostać się skutecznie i niezauważony na drugą stronę
potężnego muru. Najprostrzą opcją byłoby odwrócenie uwagi strażników
czychających przy bramie. Ale A - sam nie dałbym rady ich odciągnąć, w końcu
zbyt dużo osób kręciło się u podnóża muru; B - nie miałem czym ich odciągnąć. A
na zwykłą zmyłkę kamieniem nie daliby się nabrać. Potrzebowałbym co najmniej
jeszcze jednej osoby, by odwrócić ich uwagę, czyli plan A mogłem od razu
skreślić ze swojej listy. Planu B natomiast jeszcze nie było, a musiałem myśleć
szybko, gdyż do bramy zostało mi już niedaleko.
Nagle poczułem jak ziemia zaczyna drżeć i gdyby
nie odgłosy racić dobiegających zza moich pleców, mógłbym stwierdzić, że to sam
twórca postanowił pokazać Madarze, kto tu tak naprawdę rządzi. Z cwaniackim
uśmiechem spojrzałem przez ramię, a widząc wracający z wyprawy konwój, plan B
niespodziewanie zaświtał w mojej głowie. Już z daleka było widać, że ich morale
nie są takie jak przed wyprawą. Co znaczyło iż coś poszło nie tak, a również
to, że lada moment Madara ponownie zacznie zbierać ludzi na naradę.
- Muszę się pośpieszyć - mruknąłem pod nosem,
wiedząc, że i do mojej kwatery ktoś lada moment zacznie pukać.
Czekałem cierpliwie kilkanaście metrów od bramy,
wcześniej obliczając pośpiesznie długość konwoju przed wyprawą i jego
prawdopodobieństwo po powrocie. Póki co ani razu się nie pomyliłem, więc
modliłem się bym i tym razem miał rację. Jak na zawołanie ostatni powóz
zatrzymał się tuż przed moim nosem. Korzystając z chwili nieuwagi strażników,
którzy byli zajęci nowo przybyłym konwojem, położyłem się na ziemi i wturlałem
pod powóz. Czując odór rozkładających się ciał przymknąłem powieki, domyślając
się iż nademną znajdują się ciała poległych żołnierzy. Ale nie miałem wyboru.
Chwyciłem się szczebelek i uniosłem swoje ciało do góry. Moje stopy zaraz
znalazły oparcie na przodzie powozu. Podciągłem również płaszcz, aby się nie
ciągnął za mną po ziemi w czasie jazdy.
I w taki oto sposób znalazłem się na terenie
pałacu. W końcu nikomu nie chciało się sprawdzać powozu z samymi zwłokami.
Gdy tylko udało mi się wydostać spod powozu
niezauważonym, czym prędzej wrzuciłem cały zabłocony płaszcz na górę zwłok,
zakrywając jednego z martwych żołnierzy. I jak gdyby nigdy nic skierowałem się
pośpiesznie ku wejściu do pałacu.
Musiałem przyznać, że miałem ogromne szczęście.
Dzięki powrotowi konwoju z wyprawy stałem się dla wszystkich niewidzialny.
Lepszego wieczoru na spotkanie z Temari nie mogłem sobie wybrać. Nikt mnie nie
widział. Nikt nie zawracał sobie mną głowy. Po prostu moment idealny.
Jednak krocząc pałacowym korytarzem zaraz oblały
mnie zimne poty. Nadal miałem dziwne przeczucie co do osobnika, przez którego
musiałem uciekać wraz z Temari ciemnymi tunelami. Bałem się tego co zastanę
przekraczając próg mych kwater. Co jeśli przez moją głupotę coś się stało
Chojiemu? Albo żołnierze go pobili, domagając się wiedzy gdzie się znajduje?
Odrzuciłem wszystkie złe myśli. W końcu jeśli
tak by wszystko miało wyglądać, to czemu przy wejściu do pałacu nikt mnie nie
zatrzymał? Zamiast tego strażnik skinął delikatnie głową, witając się ze mną
jak gdyby nigdy nic.
W mojej głowie z każdym krokiem panował coraz
większy chaos. Ale jak sam się po chwili przekonałem, zupełnie niepotrzebnie.
Gdy tylko rozsunąłem drzwi do swoich kwater,
Choji siedział tam gdzie go zostawiłem. Wszystko było takie samo z malusieńkim
wyjątkiem - stół był niemalże pusty.
- Nareszcie! - powiedział Akimichi, zerkając
zdenerwowanym wzrokiem w moją stroną. - I… - zaczął niepewnie, spoglądając na
rozsunięte za mną drzwi, które zaraz zamknąłem. - …czemu wracasz przez drzwi? -
zapytał, będąc bardziej niż zdumionym moim nagłym pojawieniu się w progu drzwi.
- Nikogo tu nie było? - sparowałem jego pytanie.
Moje było o niebo lepsze i o wiele ważniejsze.
Choji wzruszył ramionami.
- Nikogo. Cały czas czuwałem.
Przygryzłem dolną wargę, a następnie usiadłem
ponownie na pokaźnym fotelu z czerwonym obiciem i złączyłem swoje dłonie w
charakterstyczny dla mnie sposób. Musiałem się skupić. Musiałem pomyśleć.
- Co się stało? - Usłyszałem po chwili pytanie
przyjaciela. Bez wątpienia był zaniepokojony tym, że pojawiłem się w nie tych
drzwiach co powinienem. W dodatku teraz siedziałem jedynie, kontemplując nad
wydarzeniami dzisiejszego wieczoru, a to musiało wyglądać nieco podejrzanie.
- Powiedz mi, Choji - zacząłem pewnie, spoglądając
na niego uważnie - nie przysnęło ci się?
Źrenice mojego przyjaciela rozszerzyły się
nagle.
- Nic z tych rzeczy. Nawet śpiący nie jestem -
zaprotestował.
Westchnąłem cieżko, a w mojej głowie pojawiła
się konkluzja, która nie za bardzo mnie zadowolała.
W pałacu był szpieg.
I tym razem to nie o mnie chodziło, a o kogoś
zupełnie innego…
Oczami Temari:
Przemierzałam
tunel miarowym tempem, a ciche echo moich kroków i obijających się o
zwilgociałe kamienie kropel wody, niosło się przede mną. Przejście podziemiami
bez najmniejszego szmeru wydawało się być niemal niemożliwie, co zarówno było
skazą i błogosławieństwem. W czasie ucieczki odgłosy pościgu, jak i uciekiniera
niemal mieszały się ze sobą, czego nie raz doświadczałam w obu wydaniach. Ten
pogłos ruchów miał jednak też i swoją dobrą stronę - niemożliwym było, żeby nie
usłyszeć, gdy ktoś cię śledził. Z tego względu tunele były - paradoksalnie -
najlepszym miejscem na potajemne, nielegalne spotkania.
Na
które ja latam jak bezdomny pies, pomyślałam z przekąsem, nie do końca
szczera w swoich myślach. Prawda, bycie chłopcem - albo raczej dziewczynką - na
posyłki mogło być uciążliwe i nie raz i nie dwa klęłam na swoją “posadę”,
jednak w gruncie rzeczy dawało mi to pewnego rodzaju przyjemność i satysfakcję.
Już samo przechadzanie się po rozświetlanych jedynie światłem pochodni
tunelach, było ekscytujące i urokliwe, a rola łącznika ze szpiegami mogła być
nawet chwalebna. Itachi nie powierzyłby tej roli nikomu, komu by nie ufał, co
napełniało mnie nieco większą dumą. Poprzez wypełnianie swoich obowiązków
mogłam również mu się odwdzięczyć za przygarnięcie i wszystko, co dla mnie
uczynił.
Uśmiechnęłam się nieznacznie na wspomnienie
dnia, w którym poznałam Uchihę, mimo wiążących się z tym wydarzeniem
przykrych sytuacji. Dokładnie pamiętałam dzień, w którym mój ojciec został
zamordowany przez ludzi Madary za jakieś pieprzone długi, których jak ostatni
bencwał sobie narobił. Wyszłam wtedy na zakupy na bazar, a gdy byłam już na
kilka kroków od domu, usłyszałam wrzaski rodziciela i jęki rozpaczy moich
braci. Wpadając w panikę, ukryłam się jak najprędzej za kompostownikiem i jak
się okazało - zrobiłam to w idealnym momencie. Nie minęła nawet sekunda, kiedy
przez frontowe drzwi wyszli ubrani na czarno ludzie Madary, ciągnąc za szmaty
moich braci. Mojej uwadze nie uszło również, że miecz jednego z dryblasów był
cały zakrwawiony, tak samo jak i ubranie Kankuro, który musiał rzucić się ku
ciału ojca. Potem, gdy już żołnierze zniknęli z zasięgu mojego wzroku, wkradłam
się do domu tylko na chwilę, obrzucając martwe ciało ojca jedynie przelotnym
spojrzeniem, nie chcąc, by ten obraz dręczył mnie nocami. Zabrałam z domu kilka
najpotrzebniejszych rzeczy i uciekłam, wiedząc, że ludzie króla zapewne prędzej
czy później by po mnie wrócili. Skryłam się w tunelach ściekowych i błądząc po
nich kilka dni, w końcu natknęłam się na tajemne przyjście, które okazało się
wejściem do podziemi - do mojego wybawienia. Tam po kolejnym dniu tułaczki
znalazł mnie Itachi, przestraszoną, prześmierdłą kanałami, brudną i
wycieńczoną. Wybawił mnie od nędzy i pewnej śmierci, wyszkolił na świetnego
wojownika i obdarzył zaufaniem, którego nigdy nie zamierzałam złamać.
Doszłam do końca zaułku. Ludzie, którzy trafiali
do tuneli po raz pierwszy, knęli przy tej obskurnej, obleczonej wilgotną mazią
ścianie, przeklinając zawiłość ogromnego podziemnego labiryntu i zawracali,
szukając innej odnogi, która mogłaby ich zaprowadzić w przydatne miejsce. Ja
natomiast - Temari, dziewczyna, która tuła się po tunelach od blisko dwóch lat
- wiedziałam, że zaułek ten nie został zwężony przypadkowo, a wystający
pomiędzy cegłami kamyk był przyciskiem do tajnego przejścia. Wcisnęłam go, a
wtedy zawiasy skrzypnęły cicho, gdy zapora rozsunęła się na kilkanaście
centymetrów. Oświetliłam pochodnią szparę i wypatrując po drugiej stronie
metalowy uchwyt, osadziłam ją tam. Chwyciłam następnie oburącz skraj rozsuwanej
ściany przejścia i zapierając się mocno nogami, z trudem przeciągnęłam ją na
tyle, by móc się prześliznąć. Gorzej jednak było w drugą stronę.
- Cholerne - sapnęłam, pomiędzy kolejnymi
wysiłkowymi jękami - starocie!
Ściany finalnie zetknęły się ze sobą z niemałym
hukiem, a ja zgięłam się w pół, opierając o kolana. Szczerze nienawidziłam tego
przejścia, jednak byłam zmuszona regularnie przez nie przechodzić w drodze na
spotkanie z jednym z pałacowych szpiegów. Nie były to bynajmniej jedyne wadliwe
tajemne wrota. W całych podziemiach było dokładnie pięć na jedenaście zepsutych
wejść, z czego tylko jedno było w gorszym stanie od tego. Na szczęście
znajdowało się ono dość daleko od naszej części slumsów, bo niemal przy
królewskich lochach, więc stosunkowo bardzo rzadko trzeba było z niego
skorzystać. Dodatkowo pocieszeniem była jedna odnoga tunelu, która mimo że
dłuższa, prowadziła niemal w to samo miejsce.
Otoczona
blaskiem pochodni, kroczyłam dalej w ciemność. Po lewej usłyszałam szmer małych
stópek i ciche popiskiwania, jednak nie przejęłam się tym znacznie - spotkanie
szczura w tunelach nie było niczym nadzwyczajnym, chociaż byłam pewna, że każda
damulka z dobrego domu pisnęłaby stokroć głośniej, niż ten gryzoń na jego
widok. Przykładowo taka Ino. Prychnęłam aż na wspomnienie tej zapyziałej
blondyneczki. Nie ufałam jej za grosz i nie było to bynajmniej spowodowane
zwykłą personalną niechęcią do jej osoby. Kiedy spotkałam ją po raz pierwszy na
bazarze, jeszcze nie wiedziałam, że w pewien sposób będę musiała z nią
współpracować, a jednak już wtedy coś w spojrzeniu jej błękitnych oczu mi się
nie spodobało. Miałam wrażenie, jakby każdy jej najmniejszy gest nacechowany
był fałszerstwem, a przesłodzony głosik jedynie mnie w tym utwierdził. To
dlatego każdą jej szpiegowską wiadomość traktowałam z ostrożnością godną
zawodowego zabójcy i każdą z nich sprawdzałam na spotkaniu z drugim szpiegiem -
Kankuro.
Tym
bardziej nie rozumiałam, jak Shikamaru mógł jej tak bezgranicznie ufać. Prawda,
znał ją od dziecka, ale to nie kwalifikowało jej do rangi anioła bez grzechu.
Bynajmniej! Ludzie doprawdy rzadko bywali tacy sami w dzieciństwie, jak w życiu
dorosłym. Życie zawsze nas doświadczało i przez to zmieniało, to było
nieuniknione, jednak Nara zdawał się bagatelizować tę prawdę. Idiota.
A
potwierdzenie tej prawdy miał we mnie samej. Jeszcze za gówniarza mieszkaliśmy
w tej samej dzielnicy, co zmieniło się, kiedy mając dziesięć lat, Shikamaru
przeprowadził się z rodziną do Pałacu Króla. Wtedy nasz kontakt się zerwał, by
na powrót odnowić się niespełna pół roku temu. A dzień, w którym Itachi
oznajmił mi, że naszym drugim pałacowym szpiegiem jest Nara, był dniem, w
którym moja chęć przyłożenia komuś sięgnęła zenitu. Natomiast przy naszym
pierwszym spotkaniu nie szczędziłam mu wyrzutów. Chyba nigdy nie uda mi się
zapomnieć jego spłoszonej, przerażonej miny, kiedy dla zwykłego swojego kaprysu
postanowiłam się na niego zasadzić za rogiem jednego z tuneli i niespodziewanie
przygwoździłam go do przeciwległej ściany, do gardła przystawiając ostrze
zakrzywionego, złotego noża. Widok był tak komiczny, że nie utrzymałam swojej
poważnej maski i uśmiechnęłam się pod nosem, dając mu przez to do zrozumienia,
że już nie musi sikać ze strachu.
- W dzieciństwie takie zagrywki nie robiły na
tobie wrażenia. Ktoś tu zmiękł - zakpiłam wtedy z niego, chowając sztylet do
kabury. W zamian odwdzięczył się zirytowanym prychnięciem i stwierdzeniem, że
ja natomiast nie zmieniłam się w ogóle, kwitując to jednym słowem “upierdliwa”.
To
wspomnienie było początkiem naszej kolejnej wspólnej historii.
-
Jak będziesz chodzić taka zamyślona, to w końcu ktoś cię w tych ściekach
napadnie. - Zgryźliwy ton głosu mojego brata wyrwał mnie z otchłani wspomnień.
Podniosłam
wzrok i ujrzałam ciemną postać oświetloną jedynie przez metalową lampę ze świeczką
w środku. Kankuro stał kilkanaście metrów ode mnie, jednak dzieląca nas
odległość zmniejszała się z każdym krokiem. Właściwie to zastanawiałam się, jak
z takiej odległości mógł on zobaczyć moją zamyśloną twarz? W tym świetle
wydawało się to niemal niemożliwe i zapewne takie było, dlatego uznałam, że
najnormalniej w świecie mój brat jedynie się ze mnie naigrywał, co było
zupełnie w jego stylu. Przypadkiem było, że akurat jego głupi tekst dopasował
się do sytuacji, ale jak to się mówi “idiotom szczęście sprzyja”.
-
To nie żadne ścieki, tylko tunele, błaźnie - odparłam, celowo używając jego
fuchy jako obelgi.
- Jak dla ciebie Cesarski Błaźnie. Praca u
wysoko postawionych ma w plusach chociaż chwalebny tytuł.
Zaśmiałam się, a stojąc już na przeciw Kankuro,
przytuliłam go mocno na przywitanie.
- O ile tytuł błazna może w ogóle być chwalebny
- zauważyłam roztropnie.
- No właśnie, o ile - zaśmiał się niemrawo.
Sposępniałam, widząc, jak posada, którą
obejmował mu ciąży. Prawda była taka, że rola Cesarskiego Błazna nie polegała
na niczym innym, jak na płaszczeniu się przed tym bydlakiem Madarą, który mógł
poniewierać moim bratem jak chciał; nie ważne czy go rozśmieszył, czy zirytował
durnymi wygłupami. Za każdym razem, kiedy spotykałam się z Kankuro w tunelach
żałowałam, że tamtego feralnego dnia nie udało mi się w jakiś magiczny sposób
zabrać braci z sobą.
- Jakie masz dla mnie wieści? - odezwałam się,
przerywając tym samym ciężką ciszę, która niespodziewanie między nami zapadła.
Kankuro
westchnął, odstawiając metalową lampę na kamienistej podłodze. Z wyraźną ulgą
rozsiadł się tuż obok niej, opierając się o ścianę tunelu i zwieszając ramiona
o zgięte kolana. Zerkając na mnie, dał mi znak ręką, abym podążyła za jego
przykładem, co też uczyniłam. Naprawdę nie zdawałam sobie sprawy jaka
byłam wyczerpana niemal całodzienną wędrówką po tunelach, póki z wdzięcznością
nie powitałam twardych komfortów zimnych murów. Pochodnie ówcześnie odwiesiłam
w metalowy uchwyt nad nami.
-
Dziś przed naradą udało mi się podsłuchać rozmowę Madary z Kabuto - zaczął w
końcu, pocierając palcami zmęczone oczy. Dopiero teraz zauważyłam ciemne cienie
na jego twarzy i oznaki wyraźnego przemęczenia. Dopadły mnie wyrzuty sumienia,
że dodatkowo nękałam go o szpiegostwo i spotkania. - Mówili coś o dostawie
żywności i broni, która ma dopłynąć statkiem pojutrze. Madara kazał nadzorować
to Yakushiemu. Wiesz, że to dla was szansa na zaopatrzenie się na co najmniej
miesiąc, prawda? - Przytaknęłam głową, pozwalając mu kontynuować. - Całą akcję
ma nadzorować tylko połowa jednego oddziału wojska, więc spokojnie sobie z nimi
poradzicie.
-
To wiadome, sama mogłabym ich rozbroić! - wtrąciłam entuzjastycznie, wysyłając
bratu pewne siebie spojrzenie. Odpowiedział mi głośnym śmiechem.
-
W to nie wątpię, ale i tak lepiej weź kilku swoich dryblasów - pouczył mnie,
jak to w zwyczaju mają starci bracia, szturchając przy okazji łokciem w ramię.
-
Jasne. Coś jeszcze dla mnie masz? - spytałam z nadzieją. Do tej pory nie
powiedział mi nic, czego bym nie usłyszała od Shikamaru, a nawet i mniej niż
on. Zaczynałam mieć coraz większe wątpliwości co do prawdziwości informacji
dotyczących burdelu i nieobecności cesarza.
-
Raczej nic ważnego, chyba że interesują cię pałacowe ploteczki - odparł
zaczepnie, wiedząc, że słuchanie o domowych problemach cesarza mnie zupełnie
nie interesowało.
-
A Madara się gdzieś przypadkiem nie wybiera? Nie wiesz czegoś o burdelu? -
dopytywałam.
-
Burdelu? - spytał zdezorientowany. - Nic mi o nim nie wiadomo ponad to, co
przekazałem ci ostatnio. Tylko tyle, że Madara ma tam upatrzoną jakąś laskę. O
jego nieobecności też nic nie wiem.
Przygryzłam wargę, marszcząc również brwi. Od
początku informacje od Ino mi śmierdziały, a teraz odór zaczynał się wzmagać.
Fakt, Kankuro nie miał wglądu do wszystkich spraw cesarza i wiele informacji od
Nary okazywały się prawdą, mimo że mój brat nie miał o nich nawet zielonego
pojęcia. Tyle że coś w tej sprawie mi nie grało. Miałam wrażenie, jakby Madara
specjalnie podsuwał nam tą informację pod nos, żeby złapać nas w jakąś swoją
pułapkę. Nie miałam na to absolutnie żadnych dowodów, ale moja intuicyjna
pochodnia jarzyła się ogromnym, krwiście czerwonym płomieniem.
- Podobno w burdelu są ukryte plany zniszczenia
slumsów, a Madara ma za pięć dni wyjechać. Coś obiło ci się o uszy?
- Nic a nic. - Westchnęłam, przymykając przy tym
powieki. - Nara przekazał ci te wieści?
Skinęłam głową.
- Yamanaka to podobno wywęszyła - dodałam,
podnosząc powieki.
- A ty jej nie ufasz. - Ponownie skinęłam.
Kankuro zaśmiał się cicho, co brzmiało niemal jak prychnięcie irytacji. - Z
resztą ci się nie dziwię. Przecież ty i Shikamaru macie się ku sobie, a tu taka
sprawa wypada. Nie wiem jak on mógł na to przystać.
Na co przystać? Tym razem to pochodnia ostrzegawcza o
problemach zapłonęła pięknym ogniem.
- Chyba nie rozumiem - wyznałam szczerze, kiedy
mój brat zdawał się nie dokańczać swojej wypowiedzi. Wtedy to Kankuro spojrzał
na mnie z istnym przerażeniem w oczach.
- Nie mów mi, że nic nie wiesz - wydukał w
końcu.
- Czego nie wiem? - warknęłam już mocno
zirytowana. Nienawidziłam, gdy coś przede mną ukrywano. Cholera! Wyduś to z
siebie, idioto!
- O Shikamaru i Ino - mówił powoli, uważnie
obserwując moją reakcję, a ja miałam ochotę przywalić mu w ten pusty łeb, żeby
pośpieszył się w tłumaczeniu. - Tydzień temu ich rodziny ogłosiły ich
zaręczyny.
Nigdy nie sądziłam, że jedno słowo potrafi tak
mocno zranić człowieka. Zaręczyny, zaręczyny, zaręczyny… Dudniło mi w
głowie, powodując lekkie zawroty, które zatrzymały się dopiero, gdy oparłam ją
o ścianę. Nagle stało się dla mnie jasne, dlaczego Nara tak bronił prawdziwości
informacji Ino i aż skręciło mnie ze złości. Pieprzony egoista!
- No chyba sobie żartujesz - wykrztusiłam w
końcu z siebie, śmiejąc się żałośnie. Jednak cisza bijąca od mojego brata
dosadnie dawała mi do zrozumienia, że minionej wypowiedzi daleko od śmiesznych
frazesów Kankuro, którymi raczył wielkiego, znienawidzonego cesarza.
- Czyli ci nie powiedział - zauważył.
Oczywiście, że mi nie powiedział - chciałam
odpowiedzieć, ale duma mi na to nie pozwalała. To było jak przyznanie się do
zjedzenia ostatniej kromki chleba ze zwykłego łakomstwa w czasach, kiedy o pół
kromki było ciężko. Hańba. Wiedziałam jednak, że Kankuro doskonale zdawał sobie
sprawę ze słów cisnących mi się na usta. On jako jeden z niewielu osób potrafił
mnie przejrzeć na wylot i odgadnąć wszystkie myśli.
- Nie musiał - odparłam, siląc się na pewny
siebie ton głosu, który na szczęście udało mi się osiągnąć. - W końcu jest
tylko szpiegiem. Jego obowiązkiem jest informowanie mnie o sprawach dotyczących
tylko i wyłącznie Madary i przydatnych Itachiemu. Jego prywatne sprawy mnie nie
obchodzą - dodałam po krótkiej przerwie, nie zdając sobie nawet sprawy, jak wielkie
kłamstwo właśnie wypowiedziałam.
- Jasne.
Kankuro nie musiał mówić nic więcej, żebym
wiedziała, że i tak za grosz nie wierzył w moje słowa. Nie przejmowałam się tym
jednak. Wolałam pozostać w iluzji, że przyjął każde moje słowo jako
najszczerszą prawdę. Przyłapałam się nawet na tym, że sama chciałam uwierzyć w
tę mgiełkę kłamstw.
Podpierając się ręką o ścianę, podniosłam się z
siadu. Bez słowa otrzepałam tyłek z różnych paprochów, sięgając następnie po
pochodnię. Kiedy ponownie spojrzałam na brata, ten również już stał, obserwując
mnie z zatroskaniem.
- Uważaj na siebie - powiedzieliśmy
jednocześnie, co wymusiło na moich sparaliżowanych ustach wykrzywienie kącików
ku górze.
- Itachi podejrzewa, że Madara węszy wśród
swoich ludzi szpiega. Miej się na baczności - uzupełniłam swoją wcześniejszą
wypowiedź.
- A ty nie rób głupot.
Pomachałam mu ręką, odchodząc w swoją stronę.
Jeszcze przez jakiś czas czułam na sobie jego zaniepokojone spojrzenie,
wszystko jednak minęło, kiedy zniknęłam za zakrętem. Dochodząc do feralnego,
zepsutego przejścia, zamyśliłam się na dłuższą chwilę. Dotarło do mnie bowiem,
co Kankuro miał na myśli pouczając mnie na odchodne. Ten idiota zapewne sądził,
że przez durnego faceta, pieprzonego egoistę, pompatycznego dupka, jakim był Shikamaru
załamię się i nie daj Bóg jeszcze sobie coś zrobię.
Niedoczekanie. Jedyne co mogę zrobić, to zatłuc
tego frajera za jego tchórzostwo.
Wiedziałam jednak, że wtargnięcie do pałacowych
kwater byłoby nie lada wyczynem, który jednak naraziłby organizację Itachiego.
Kto wie, może to jednak o takie głupoty chodziło mojemu bratu?
Z ironicznym uśmiechem na ustach wyciągnęła
wystający pomiędzy cegłami kamyk, otwierając przejście. Z determinacją
spojrzałam na to stare ustrojstwo, zbierając w sobie wszystkie pozostałe siły.
Zdecydowanie za długo czasu spędziłam na gawędzeniu z Kankuro, przez co teraz
musiałam zmotywować się do szybszego marszu. W końcu było już późno, a mnie
czekała jeszcze długa droga do kwatery i zdanie raportu Itachiemu.
Miku-chan
Chusteczka_aha
Tadam!
Mój biedny Shikamaru, od września kurzył się na kompie! =.=’ Tak! muszę się
oficjalnie poskarżyć! ;D Widzicie ile ja się musiałam wyczekać? :D Dobra już
się zamykam, bo coś czuję, że pozostała piątka mnie zaraz zdzieli ;D No więc
Mikulina wciela się w postać Shikamaru ;D No cóż mam wyzwanie ]:-> YOSH! I
jeszcze ta pierwsza osoba… do jasnej anielki! Ale dałam radę, prawda? :D Nie
jest tak źle, jak na pierwszy raz, co? :D No dobra, dobra, dodam jeszcze że
panna Chusteczka, pomagała mi ogarniać tą pierwszą osobę gdy zawaliłam na całej
lini :D
Właśnie, nie zapominaj o mnie, Miku! Przecież
cały fragment z Temari ci towarzyszyłam.
Nie dałaś mi dokończyć, no! Ale tak, frajdę
miałyśmy i to niezłą, co? :D
Niezłą to ty masz bibliotekę w tej swojej
głupiej Anglii >.<
Tak wiem - zazdrościsz ;P
No bo takie luksusy! Kto to widział, pff!
Polska to tylko potrafi zdeprymować człowieka. Matko chrystusko, ratuj…
Toż to zwykłe stoliki i krzesełka =.= no i
pufy i fotele ;D Ah! I podnóżki ;DDD
I
wszystko takie nowoczesne! Ale dobra… Już się nie rozdrabniam, teraz moja kolej na przemowę. No więc!
Bo to nie jest tak, że to ja tu zawaliłam i to przeze mnie Shikamaru czekał na
publikację od września. Na swoje usprawiedliwienie wytłumaczę, że miałam pisać
jako trzecia swój fragment, ale w końcu wyszło inaczej. Zaskoczyli mnie i
kazali kończyć szybko rozdział, to skończyłam xd
No i miałyśmy jeszcze zamieszanie jedno -
fakt, plus jeszcze panna co ma własne kredki uwielbia znikać ;D Dobra, dobra
kończymy nasz monolog? Zdradzamy im kto następny będzie pisał rozdział? ;>
No pewnie! Uwielbiam
wkopywać ludzi, a szczególnie takie coś przyda się Pani z kredkami xd A więc o
następny rozdział dręczcie Akemii i tego szczyla wstrętnego Sheeiren Imai!
Nooo i jej gówniarza jaszczurkę ;D Oj tak zemsta jest słodka! Muahahahaha ]:->-+
Nooo i jej gówniarza jaszczurkę ;D Oj tak zemsta jest słodka! Muahahahaha ]:->-+
CIAOOOO
! ;***
Buziaki <3
No ja wiedziałam, wiedziałam, że się do moich kredek doczepią znów .___.
OdpowiedzUsuń*wychodzi*
Ejjj! Wracaj tu, no! Bo ci któregoś dnia te kredki zabiorę :P
UsuńNo, no. Wchodzę i widzę zacny szablon więc postanowiłam się trochę rozejrzeć, coby się nieco bardziej zorientować w tym wszystkim. Zakładki mnie nieco... hmm, zaintrygowały (xD) a na twarzy miałam lekkie wtf, ale w każdym razie czułam się w tamtych zakątkach blogu dobrze. xDD No a prawdziwa wisienka na torcie, czyli rozdział pierwszy czytało mi się naprawdę dobrze i przyjemnie, a to że zaczęłam czytać świadczy o bardzo wielkim czynie z mojej strony, bo ostatnimi czasy nie mam kontaktów z blogami z własnej winy. W każdym razie... czytało mi się bardzo lekko i przyjemnie. Jakbym czytała dwie profesjonalistki, które już mają wydane książki bo z taką łatwością operują słowem i wszystko wydaje się bardzo naturalne, czego Wam bardzo zazdroszczę, a właściwie to wszystkim zazdroszczę. Odnośnie fabuły... jest inaczej, a wręcz dużo inaczej. Właściwie to nic nie jest takie samo jak w mandze oprócz bohaterów i ich zacnych charakterków, osobowości i relacji. Samą fabułę póki co ogarniam z czego jestem bardzo dumna, bo z tym u mnie ciężko jeśli chodzi o nowe opowiadania. Motyw bogatego cesarstwa i biednych slumsów mi się bardzo podoba, ponieważ przez kochane anime Magi mam już sentyment odnośnie takich tematów. :) Zbyt dużo odnośnie tego nie będe się wypowiadać, bo to był dopiero przedsmak tego co będzie, prawda? Widać, że między Shikamaru a Temari iskrzy i to dosyć wyraźnie. Moment z nimi bardzo mi się podobał. Wyszedł wręcz świetnie! Ciekawi mnie kto mógł ich tak wystraszyć w miejscu ich tajnych spotkań. Pewnie dowiem się w swoim czasie. Cierpliwie poczekam, bo co mam za inne wyjście? Ogólnie więc mi się bardzo podobało, czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy i pragnę więcej, więcej! Pozdrawiam i życzę wytrwałości i weny!
OdpowiedzUsuńPS. Nie jeźdźcie tak po biednej Ino ;_; xD
Shikamaru będzie miał ciężkie życie niebawem xD ja to czuję w moczu, jak to mawia mój tatuś :PP
OdpowiedzUsuńOoo, jak ja kocham tą jego "upierdliwość" ^^ A komentarz Chojiego: "Dla ciebie wszystko jest upierdliwe" - odzwierciedla moje przemyślenia na temat osobnika płci męskiej z koczkiem na głowie.
O, Ino! Takie zaskoczenie: O n j e j n i e k o c h a !
"Wilgotność powietrza nasilała się, powodując, iż moje gardło przypominało niezamieszkane pustkowia, ogarnięte suszą." - I nagle przypomina mi się wczorajszy tekst mojego brata: I have Sahara in my mouth. XDDDDDDDDDDDDDD
Hihi, coś czuję, że Shika ma na oku inną laskę :D
I nie mogę doczytać reszty... Jutro doczytam z perspektywy Temari.
Z poważaniem owa "menda", która nie chciała przeczytać i skomentować rozdziału pierwszego - odmeldowuje się (tymczasowo), spełniwszy swój (do połowy) obowiązek!
Angie
Hejka!
OdpowiedzUsuńA więc miałabym dużo do powiedzenia, gdyby nie moja cudowna i jakże zawodna pamięć.
Muszę przyznać, że na początku nie byłam przekonana czy chcę czytać tego bloga, bo klimaty "zamkowe" jeśli można to tak nazwać zbytnio mnie nie interesują. Jednak gdy lustrowałam rozdział swym bystrym spojrzeniem (tzn. Sprawdzałam jaki jest długi) mając na uwadze narrację pierwszoosobową Shikamaru i słowa "o moim ożenku" postanowiłam zobaczyć o co chodzi. Jednak że nie lubię czytać środka to zaczęłam od początku.
No i tak jakoś poszło, że przeczytałam pół, następnie drugie pół i historia przypadła mi do gustu. Fabuła naprawdę ciekawa, spodobała mi się historia Temari, o tym jak trafiła to slumsów. Przyznać się też powinnam, że jako wielka fanka ShikaTema nie uszła mej uwadze (jaki oficjalny ton o.O Aki wpasowuje się do opowiadanie ^^) reakcja Temari na informację o zaręczynach Shikamaru. Jednak gdy była opowiadana historia Temi, myślałam że Kankuro zginął, biorąc pod uwagę fakt iż wcześniej czytałam już ciekawostki... (-_\\\ Tak, "tylko dwie rzeczy są nieskończone, wszechświat i ludzka głupota, ale co do tego pierwszego nie mam pewności" A. Einstein
Bardzo upodobałam sobie postać Chouji'ego jako przyjaciela Nary, z początku pomyślałam że te odgłosy w tunelu mogły być jego sprawką...wiem, że to głupie bo przecież Chouji jest najlepszym przyjacielem jakiego można sobie wymarzyć, ale życie nauczyło mnie nie ufać ludziom (Ludzie! Bójcie się!! Aki Nadchodzi!! ^^).
Chyba od zawsze mam słabość do kłótni, nie dość, że sama wprost uwielbiam się wykłócać, to jeszcze lubię je czytać, nawet te przyjacielskie kłótnie. Dlatego wprost uwielbiam czytanie rozmów pomiędzy Shikamaru i Temari, oraz pomiędzy Temari i Kankuro.
Moim zdaniem usadzenie Kankuro jako błazna było trafne wzorując się na przedstawieniem tego bohatera na praktycznie każdym blogu, jednak w A&M nie był (aż) takim błaznem, chyba... ;D
Wkurza mnie fakt, że Shika jest takim tchórzem, że nie potrafi powiedzieć co sądzi o ożenku z Ino. Ja do niej nic nie mam, ale po prostu do siebie nie pasują....
Dobra, spadam i życzę wam wszystkim dużo Chakry oraz chęci do pisania. No i oczywiście powodzenia w pisaniu bloga...xD
Aki
PS. Aki oczywiście pamiętała, że chciała dać coś na sam koniec, ale tak samo oczywiste jest że o tym zapomniała!! :|
Strasznie ciekawy pomysł na historię, czas, miejsce akcji, obsadzenie bohaterów.. no zapowiada się super.
OdpowiedzUsuńO ile translator mnie nie okłamał to 'captivitas' oznacza 'jeńców' tak?
Spodziewałam się, że Tem i Shikamaru łączą jakieś głębsze relacje, skoro tak się bał powiedzenia jej o swoich zaręczynach. Ale tak jest chyba nawet lepiej, bo (zakładając, że Temari mu wybaczy szybciej niż za kilkadziesiąt lat) sytuacja miedzy nimi dopiero będzie się rozwijać.
Podoba mi się cały system tego królestwa i te tajemnicze plany o zniszczeniu slumsów, rebelianci z Itachim na czele, zły Madara, jakiś tajemniczy burdel.. no fajnie no.
A Saske jest 'patałachem' czyli 'bardzo złym i groźnym patałachem' czy po prostu 'głupi, nieważny patałach'?
Najbardziej rozwaliła mnie Sakura śpiąca pod mostem i jej stróż w postaci kapucynki :D
Mogę się przyczepić tylko do dziwnej dwu kolorowości tekstu i w narracji Shikamaru częstego powtarzania słowa 'jakże' co odrobinę irytowało.
Pozdrawiam, buziaki ;3
Jak dla mnie Sasuke to "głupi, nieważny patałach", ale Shee będzie się z tym spierać, więc cóż... to jest zależne od podejścia :) A dwu kolorowość tekstu nie jest zależna od nas :( To blogspocik coś szwankuje, ech...
UsuńBuziaki ;* Cieszę się, że wygrałyśmy z Tadzikiem od Mickiewicza, he he :D
Nie wiem dlaczego, ale od trzech dni zawsze coś mi przeszkadzało w dokończeniu tego rozdziału. No, ale teraz, w końcu w piątek i z Ksawciem szalejącym za oknem mogłam przeczytać całość!
OdpowiedzUsuńPodoba mi się cały ten pomysł, kreacje świata, w którym osadziłyście bohaterów. Przyznaję, że na kilku momentach się zaśmiałam( Kankuro-błazen, Sakura z kapucynką i Shikamaru podróżujący w towarzystwie trupów).
Oczywiście absolutnie nie zgadzam się na żaden ślub! I w sumie nie miałabym wam za złe, gdybyście zrobiły z Ino jakiegoś podwójnego szpiega i kochankę Madary w jednym.
Nie byłabym też sobą, gdybym nie powiedziała, że nie mogę się doczekać rozwinięcia sytuacji między moją ukochaną parką. <3
Pozdrawiam!
Fajne. Fajne?! Co ja piszę?! Sugoi! Po pierwsze wyjątkowo oryginalne. Jeden z nielicznych niepowtarzalnych blogów, taki jak żaden inny. Pięć autorów? Ciekawe co z tego wyniknie. Ale na pewno wyjdzie lepiej od moich wypocin. Szczerze, przy was czuję się co najmniej jak liliput. Więc życzę wam wszystkim powodzenia i duuuuużoo WENY.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
PS. Bardzo proszę mi tu nie obrażać mojej idolki Sheeiren Imai.
"Szczyl" to dla niej nie obraza. Tak po prostu jej imię brzmi w moich ustach.
UsuńDa-bum-tsssssss! B|
W końcu przeczytałam! :) Jakoś ostatnio strasznie ciężko jest mi zacząć coś nowego, dlatego ten rozdział szedł mi tak opornie.
OdpowiedzUsuńNajszybciej przeleciał mi oczywiście moment z Kankuro. A jakżeby inaczej! xD
No, ale od początku…
Nie mogłam doczekać się tego bloga, odkąd Chusteczka coś tam mi napomknęła o nim. Nie spodziewałam się takie stylu, klimatu, takiej historii. Póki co, pewnie nie ogarniam zbyt wiele, ale mam nadzieję, że się wkręcę.
Nigdy jeszcze nie zetknęłam się z historią „Naruto” osadzoną w takim świecie. Zamki, cesarze, błazny, szpiedzy, slumsy… Cóż, przeważnie w filmach i książkach to moje ulubione klimaty, więc powinnam z zapałem śledzić dalszy rozwój wydarzeń.
Sama fabuła również widać, ze dobrze przemyślana. Oby tylko rozdziały pojawiały się w miarę często.
Shikamaru jako szpieg? Jak najbardziej pasuje mi do takiej roli. W dodatku taki z lepszej rodziny :) I te zaręczyny z Ino… Mam nadzieję, że nie zrobicie z niej tej najgorszej.
Spotkanie z Temari… jestem ciekawa, kto szedł wtedy tunelem, że musieli uciekać. Ciekawe, co by zrobił Nara, gdyby Chouji’emu coś się stało.
Podobał mi się moment, gdy Shikamaru wślizgnął się pod powozy. Cwaniaczek, potem wyszedł sobie jak gdyby nigdy nic.
Kurczę, trochę żałuję, że tak się ociągałam z tym rozdziałem, bo słabo już pamiętam początek ;/ Następny na pewno pójdzie mi już lepiej.
Fajnie w ogóle, że podzieliłyście to na dwie części „Oczami Shikamaru” i „Oczami Temari”.
Spotkanie Temari z bratem. Trochę zbyt ckliwe było to przytulenie, jak dla mnie, ale co tam. Taka sytuacja, dawno się nie widzieli i w ogóle… Ciekawe jakby skończyła Temari, gdyby i ją pojmano. No i najbardziej zastanawiam się, co z Gaarą??
Kankuro robi za błazna? Uwłaczające :( Biedaczyna… On może błaznować sam z siebie, ale zmuszanie go do tego, to już szczyt! Jak dla mnie, może być z nim więcej scen ;) Ogólnie z rodzeństwem no Sabaku.
Hmm… no i to chyba by było na tyle.
Ogólnie bardzo podoba mi się wygląd bloga. Zakładki mogłybyście bardziej rozwinąć, bo odniosłam wrażenie, że są zrobione bardziej dla autorek, aniżeli dla czytelników xD No i ja rozumiem, że to ma być przede wszystkim dobra zabawa dla Was, ale jako czytelniczka chętnie dowiedziałabym się czegoś więcej z tych ciekawostek, opowiadanie, czy nawet o samych autorkach ;)
Tak, czy inaczej, będę Was obserwowała i mam nadzieję, że informacja o kolejnym rozdziale niebawem do mnie dotrze ;>
Pozdrawiam! I oczywiście życzę Weny i niegasnącego zapału!
Pomysł na opowiadanie bardzo ciekawy, a po pierwszym rozdziale jestem w stanie stwierdzić, że mi się podoba. Mało czytam blogi prowadzone grupowo, ponieważ po kilku się zraziłam (notki były strasznie niespójne), ale po wejściu tutaj, postanowiłam zaryzykować.
OdpowiedzUsuńSzablon jest śliczny. Obserwuję bloga i z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały.
Pozdrawiam! :)
o jaa *.*
OdpowiedzUsuńchcę więcej! i to już;d
Genialny pomysł i biedna Temari!
Ino mi nigdy nie pasowała do Shikamaru.. zrobicie coś z tym, nie?;d
Ciekawi mnie jaka rolę (i czy w ogóle jakąś ..) będzie miała Sakura? (Bo ja ja tak lubie<3 ) i co z moim Sasuke?;d
Nie mogę sie doczekać!
Weny wszystkim życzę:*
Nami
Epicki rozdział <3 Szkoda że dopiero dzisiaj dowiedziałam się o tym blogu =.='' Nie mogę się doczekać następnego rozdziału :D
OdpowiedzUsuńLinka do bloga dostałam już dawno, ale cóż Ronny jest tak mało zoorganizowana, że dopiero teraz miałam szanse zabrać za rozdział.
OdpowiedzUsuńPierwszy raz kiedy tu zajżałam, nie byłam czy blog przypadnie mi do gustu. Nie jestem zagożałą fanką czasów cesarza, historia to nie moja strona. Lecz genialność tego bloga przechyla szalę. Bardzo mnie cieszy, że jest tu paring ShikaTema, uwielbiam ich. Jest też Itachi. Piszecie tego bloga w szóstkę, każdy szczegół musi się zgadzać, zwłaszcza takie czasy jakie wy sobie dobrałyści i jest tam dużo akcji. Inponujące, naprawdę podziwiam was za to. Do tego fakt, chyba najważniejszy czyli autorki. Miku i chesteczka wiem, że obie piszą świetne blogi, których fanką jestem. Co do reszty, nie miałam przyjemności jeszcze bliżej zapoznać się z ich twórczością, ale napewno tam kiedyś zajrzę. Kankuro, błaznem, o jak ta rola do nigo genialnie pasuje. Ciekawa jestem co z Gaarą. Za nim zapomnę, w tekście z perpektywy Temari, zdaje mi się, żę pojawił się moment gdzie zamieniłaś na powrót na 3 osobę, jedno chyba słowo. Tak chciałam, dopisać, żeby nie było że was tylko chwale. Ino i Shikamaru, zaręczeni? Wierze w waszę dobre serce i mam taką 99.9% pewność że ShikaTema będą razem, więc się tym nawet nie przejmę. Fajnie ci wyszła ta rozmowa Kan Tem, zresztą ja w ogóle uwielbiam całe rodzeństwo No Sabaku. U mnie jest prawie północ a jutro szkoła, tak więc kończę swoją kompromitację zwaną komentarzem. Duuuuuuużo weny, powodzenia i trzymam kciuki za tego bloga.
po pierwsze - fajowy szablon
OdpowiedzUsuńpo drugie - zapowiada się bardzo ciekawa historia
po trzecie - ciesze się że piszesz
po czwarte - nie mogę się doczekać co się stanie dalej
życzę weny : )